Źródeł swojego szczęścia ludzie doszukują się albo w przyczynach zewnętrznych albo w wewnętrznych. Za brak szczęścia wini się: polityków, szefa w pracy, rodzinę – to są częste domniemane przyczyny zewnętrzne nieszczęścia. Czasami przybiera to dość kuriozalną formę. Przykładowo wśród kultur wychodzących się z kręgu Tory, Ewangelii i Koranu za wszelkie nieszczęścia obwiniana jest legendarna kobieta. Szczęście ma dać też postać zewnętrzna np.: „ten który jest który był i który przychodzi” (kto by to nie był?). Zwalanie winy za nieszczęścia na żonę lub teściową jest życiowo niewydajne. Zwalanie winy na postać literacką jest już zupełnie niedorzeczne. Przyznajmy jednak że ma to pewne zalety – przecież obwiniana za wszelkie zło Ewa nikomu nie odpyskuje …
To nie jest jedyny możliwy model postępowania. Nawet w naszym kręgu kulturowym lud słusznie powtarza, że „każdy jest sam kowalem swojego losu” co jest zresztą w oczywistej sprzeczności z wyznawaną przez ten sam lud wspomnianą teologią. Źródeł szczęścia możemy szukać w przyczynach wewnętrznych. To jest zresztą wydajniejsze bo na czynniki wewnętrzne mamy nieco większy wpływ niż na te zewnętrzne. Trudno zmienić sposób myślenia innych osób, trudno też zmienić własny sposób myślenia ale jest to bardziej możliwe.
W ramach filozofii orientalnych wypracowano kompromisowe i rozsądne spojrzenie na sprawę. Przyczyny cierpienia są i zewnętrzne i wewnętrzne. Zgodnie z pierwszą pieczęcią Dharmy, wszystkie zjawiska złożone są nietrwałe i jako takie mogą się rozpadać. Przykładowo dom zbudowany z cegieł i zaprawy może zostać zmieciony przez huragan albo tsunami co może być źródłem cierpienia. Nawet bardziej abstrakcyjne zjawiska mają ta cechę. Np. bóstwo zbudowane z mieszanki lęku i niewiedzy też jest nietrwałe.
Owa ogólna nietrwałość może być przyczyną cierpienia. Nierozsądnie jest jednak do niej dokładać dodatkowe nieszczęścia poprzez błędne myślenie. Błądzenie myślami po labiryncie czczych fantazji dotyczących niezmiennej przeszłości lub niepewnej przyszłości jest nieproduktywne, niezdrowe, neurotyczne i ostatecznie powoduje nieszczęście. Bodaj właśnie niespokojny umysł jest główna przyczyną nieszczęścia. Okazuje się że nie tylko możliwa jest zmiana sposobu myślenia na bardziej pozytywny lecz nawet w ciągu kilku tygodni możliwa jest zmiana anatomiczne struktury mózgu tak by utrzymywał on nas w szczęśliwszym nastroju. Tu jest fajny tekst na ten temat.
No i w tym miejscu wracamy co omawiania Ośmiorakiej ścieżki. Ostatnio byliśmy już w szóstym elemencie ścieżki czyli przy właściwym wysiłku, który polega na umiejętnym kultywowaniu pozytywnych stanów umysłu co ma zupełnie bezpośredni wpływ ma nasze szczęście. Proponuję wrócić do tamtego tekstu.
Kilka konkretnych rad orientalnych mistrzów zapodam w niedzielę. Czego Wszystkim i sobie życzę.
Ewa nie jest w naszym kręgu kulturowym z pewnością obwiniana za wszelkie zło. Ba – nawet szatana rytuał chrzcielny (nowy) nazywa zaledwie głównym (a nie jedynym) sprawcą grzechu…
Według tradycyjnej teologii skutkiem grzechu pierworodnego jest cierpienie i skłonność do zła. Krótki cytat z KKK „KKK 401 Po tym pierwszym grzechu prawdziwa „inwazja” grzechu zalewa świat: bratobójstwo popełnione przez Kaina na Ablu (Rdz 4, 3-t 5.; powszechne zepsucie będące następstwem grzechu (Rdz 6, 5. 12; Rz 1, 18-32.; ” itd w tym tonie … z powodu tej nierozsądnej mitycznej niewiasty.
„Nierozsądnie jest jednak do niej dokładać dodatkowe nieszczęścia poprzez błędne myślenie. Błądzenie myślami po labiryncie czczych fantazji dotyczących niezmiennej przeszłości lub niepewnej przyszłości jest nieproduktywne, niezdrowe, neurotyczne i ostatecznie powoduje nieszczęście. Bodaj właśnie niespokojny umysł jest główna przyczyną nieszczęścia.” Ma Pan rację św. Augustyn pisał: „«Stworzyłeś nas (…) jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie» (Wyznania I, 1, tłum. Zygmunt Kubiak”. Św Augustyn pisał również: „Pomóż mi, Panie, dalej to badanie prowadzić. I niechże się, Nadziejo moja, nie zabłąkam. Skoro przyszłość i przeszłość istnieją, pragnę wiedzieć, gdzie one są. Tego jeszcze nie umiem dociec. Ale przynajmniej to wiem, że jeśli one gdziekolwiek są, ani przyszłością nie są tam, ani przeszłością lecz teraźniejszością. Bo jeśliby i tam były przyszłością, to jeszcze by ich nie było; a gdyby tam były przeszłością, to już by ich nie było. Gdziekolwiek więc są i czymkolwiek są, mogą istnieć tylko jako teraźniejsze. Kiedy rzeczy przeszłe wiernie opisujemy, wydobywamy z pamięci nie same rzeczy, które już przeminęły, lecz słowa oparte na obrazach owych rzeczy, które wtedy, gdy się rozgrywały, za pośrednictwem zmysłów wycisnęły jakby ślady na umyśle. Na przykład moje dzieciństwo, którego już nie ma, spoczywa w czasie przeszłym, który już też nie istnieje. Ale obraz dzieciństwa, kiedy go przywołuję i opisuję, oglądam w czasie teraźniejszym, gdyż obraz ten jest nadal w mojej pamięci obecny.”
Panie Piotrze zgadzam się, że szczęście bardziej zależy od naszego podejścia niż od świata zewnętrznego. Pragnę nadmienić jednak, że w Chrześcijaństwie nie chodzi tylko o poszukiwanie szczęścia ale o zbawienie duszy. Jak Pan sam słusznie zauważył współczesna nauka i Buddyzm uczą jak osiągać stan szczęścia. To trochę tak jak wiedza o tym jak dobrze zaprogramować komputer (analogia) aby dobrze działał i świetnie funkcjonował (aby nie miał wirusów, nie wieszał się itd.) – czyli czuł się dobrze. Nie mówi to jednak, kto stworzył komputer, po co to zrobił i jaki jest sens jego funkcjonowania. Przecież celem istnienia komputera nie jest to aby funkcjonował dobrze ale aby funkcjonował dobrze w jakimś konkretnym celu. Pana świetny blog (w mojej skromnej opinii) uczy jak zoptymalizować komputer ale pomija ostateczny cel jego istnienia.
Nie niewiasty Panie Piotrze Pismo pełne jest symboliki…
Rozwój badań (fizyka, neurobiologia) uczą nas o świecie i super ale czy są wstanie kiedykolwiek odpowiedzieć na ostatecznie pytanie? Wraz z rozszerzaniem się wiedzy jak na razie poszerza się granica niewiedzy. Chrześcijaństwo daje odpowiedź po co żyjemy i co jest celem życia oraz jak go przeżyć właściwie. Chrześcijaństwo też miało wielu mistyków, którzy dochodzili do podobnym wniosków co mistycy wschodu ale nie zaprzeczali tym nauce Jezusa, wręcz przeciwnie głosili Słowo Boże z jeszcze większą gorliwością i charyzmą.
Chrześcijaństwo, islam, hinduizm, buddyzm, różne teistyczne i nonteistyczne systemy filozoficzne dają rożne odpowiedzi na pytanie o sens życia. Pytanie która z tych odpowiedzi proponowania przez różne religie i filozofia jest najlepiej uzasadniona. By odpowiedzieć na to pytanie należy te inne systemy religijne i filozoficzne poznać i z szacunkiem pochylić się nad ich argumentacja by potem przeprowadzić uczciwe porównanie. Temu służą między innymi teksty na moim blogu. Pisanie że tylko chrześcijaństwo poprawnie odpowiada na pytanie o sens życia bez głębokiego poznania innych systemów religijnych i filozoficznych jest bardzo powierzchowne. Właściwie trudno wskazać założyciela religii lub filozofa który by się jakoś nie odnosił do pytania o sens życia. Uczciwa debata w tym względzie zakłada pewne minimum które obejmuje poznanie i zrozumienie odpowiedzi przynajmniej kilkunastu największych religii oraz tyluż systemów filozoficznych. Proszę zwrócić uwagę że religie „Świętej Księgi” udzielają prawie identycznej odpowiedzi w tym względzie. Buddyzm udziela innej odpowiedzi, stoicyzm innej, Kant innej, egzystencjalizm jeszcze innej zaś logiczny pozytywizm podważa sensowność pytania o sens życia. Pisałem o tym żartobliwie tutaj: http://www.koc.pl/wp/?p=11342 Podsumowując, pytanie o sens życia to duży dział wiedzy wymagający poznania wielu religii i różnych systemów filozoficznych.
Zgadzam się, że to wymaga zastanowienia, rozwagi i poznania. Tak właśnie zrobił nasz rodak Karol Wojtyła (JP2), który był również profesorem filozofii doskonale znającym kilkunaste największych religii oraz tyluż systemów filozoficznych. Świadczyć o tym mogą jego „Wykłady Lubelskie” (pewnie je Pan czytał), nie można mu odmówić wiedzy i doskonałego przygotowania metodologicznego i metodycznego. Co więcej, jak Pan wie Karol Wojtyła nie tylko nie odszedł z kościoła i nie zrezygnował z Jezusa ale jeszcze bardziej umocnił się wierze i dawał temu przykład przez całe swoje życie. Jeśli Jezus był zapowiedziany w Starym Testamencie (Peter Stoner, były przewodniczący Wydziału Matematyki i Astronomii na Uniwersytecie w Pasadenie, jednocześnie profesor matematyki i astronomii.
„Stoner twierdzi, że po zastosowaniu współczesnej wiedzy na temat prawdopodobieństwa w odniesieniu tylko do ośmiu proroctw „okazuje się, iż szansa, aby ktoś z żyjących do tej pory ludzi spełnił wszystkie osiem proroctw, jest jak 1:1017”. To byłoby 1: 100 000 000 000 000 000… (Cytat z książki Josha Mcdowella „Więcej niż Cieśla”)) i Zmartwychwstał dla naszego zbawienia to ja nie mam wątpliwości w Chrześcijaństwie jest głęboki sens. Nie neguję przy tym prób poszukiwania prawdy w systemach filozoficznych czy poznawania innych religii.
Nasuwa mi się jeszcze jedna refleksja (być może błędna) w analogii do życia św. Augustyna. On też filozofował, poszukiwał, miotał się i szukał. I więcej szukał tym serce jego było bardziej niespokojne. To też obserwowalna na przestrzeni wieków cecha osób które z jakiegoś powodu odeszły z kościoła – wszystkie usilnie poszukują innego sensu, wytłumaczenia, spokoju aby wypełnić pustkę po prawdzie objawionej i wielu (nie wszyscy niestety np. Henryk VIII) po latach wraca do źródeł, bo „niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie Jezu”.
Wykłady lubelskie dotyczą wyłącznie filozofii z naszego kręgu kulturowego: Arystoteles, Akwinata, Kant. O buddyzmie Jan Paweł II pisze w książce „Przekroczyć próg nadziei”. Niestety to co tam pisze zdradza niemal zupełny brak wiedzy na temat filozofii wschodu. Są tam zwyczajnie grube błędy merytoryczne. Te fragmenty o buddyzmie wyglądają jakby były skopiowane przez jakiegoś gimnazjalistę z zadane.pl 🙂
Do argumentacji Stonera pozwoli Pani że się nie odniosę bo sama Pani łatwo odkryje śmieszność tego rozumowania.
Do ostatniego komentarza też trudno mi się odnieść. Przecież na Dalekim Wschodzie żyją miliony ludzi którzy tyle wiedza o chrześcijaństwie co przeciętni chrześcijanie o buddyzmie. Wielu z nich to spokojni szczęśliwi ludzie. Są też pozytywne mieszanki kulturowe. Proszę zobaczyć to: http://www.ted.com/talks/matthieu_ricard_on_the_habits_of_happiness
Jeszcze jedno uzupełnienie. Nigdzie w pismach Karola Wojtyły nie znajdujemy polemiki z filozofią postpozytywizmu, która ostatecznie zamknęła metafizykę zabierając wszelkie podstawy teologii chrześcijańskiej. Poza tym uważam że Jan Paweł II był wielkim człowiekiem i drugim największym z rodu Polaków (po Koperniku).
Obliczenia Stonera pewnie nie są precyzyjne ale przyzna Pan, że Stary Testament daje dość dużo zapowiedzi Mesjasza, które są zbieżne z życiem Jezusa – przypadek?? Co Pan powie o przeżyciach mistycznych chrześcijańskich mistyków – wynika z nich prawdziwość wiary. Mam Pan też jeden z Polskich przykładów przeżyć mistycznych św. Siostry Faustyny.
„Filozofia postpozytywizmu, która ostatecznie zamknęła metafizykę zabierając wszelkie podstawy teologii chrześcijańskiej.” – czyli znaleziono dowód na to że Chrześcijaństwo się myli? Że wiara jest bezpodstawna? Czy może Pan go podać, ujawnić? Jestem zdziwiona, że jakiś dowód, dowody odebrały wszelkie podstawy teologii chrześcijańskiej. Sądziłam, że filozofia postpozytywizmu to tylko jedna z wielu koncepcji (nie koniecznie słuszna).
Ależ oczywiście, że Buddyzm pozwala na osiąganie szczęścia i wręcz tego uczy. Pragnęłam tylko nadmienić, że nie tylko o szczęście chodzi w Chrześcijaństwie i że spokój można odnaleźć w Jezusie: w wierze, w miłości oraz nadziej.
Pozytywizm logiczny a postem postpozytywizm, którego najwybitniejszym przedstawicielem był W. Quine, podważył sensowność pojęć klasycznej metafizyki, na której zasadza się teologia. W kwestiach metafizycznych chrześcijaństwo nie tyle się myli co raczej głosi tezy pozbawione sensu poznawczego. Jeśli chce Pani się wgłębić w temat to proponuję na początek lekturę dwu tekstów: R. Carnap „Eliminacja metafizyki” a potem W. Quine „Dwa dogmaty empiryzmu”. Filozofia Quine’a jest znana filozofom chrześcijańskim, jest dla nich problemem i nie została przez teologię katolicką jakkolwiek wydajnie skrytykowana. Rzeczywiście jest to poważny kryzys z punktu widzenia tradycyjnej dogmatyki katolickiej. Prosiła Pani o „ujawnienie dowodu”. To ja proszę teraz o znalezienie błędu w rozumowaniach Quine’a zamieszczonych w „Dwu dogmatach”. Popularne (lecz pozbawione ścisłości) streszczenie argumentacji postpozytywistów zamieściłem w obszernym wątku http://www.koc.pl/wp/?tag=niewidzialny-rozowy-jednorozec Jeśli oczekuje Pani metrytorycznej dyskusji to proszę uratować klasyczną metafizykę spod argumentów Quine’a.
Jak to podsumować? Jeśli chrześcijaństwo rozumieć jako zachętę do życzliwego nastawienia do ludzi to ma to sens. Z drugiej jednak strony metafizyka związana z np. pojęciem transsubstancjacji przynależy jednak do historii filozofii albo beletrystyki.
Acha, jako gospodarz tego miejsca proszę by nie upadać do poziomu Stonera bo będziemy musieli popaść w ton bardziej kpiarski.
https://www.youtube.com/watch?v=sSZo8-IM688