Gdy dowiaduję się jak wiele poważnych osób czyta mojego niepoważnego bloga, to czuję się onieśmielony. Będziemy jednak kroczyć obraną ścieżką. Główny powód jest taki, że wystawienie na krytykę własnych przemyśleń pozwala na ich uporządkowanie i testowanie. Oczywiście w tym miejscu warto zaznaczyć, że niespecjalnie wierzymy w jakiekolwiek oryginalne własne przemyślenia, poza może tylko próbą pogodzenia różnych przemyśleń mądrzejszych ludzi w jakąś spójną i możliwą do osobistego ogarnięcia całość.
Taką w miarę spójną i możliwą do ogarnięcia całość stanowi filozofia orientalna, której studiowaniem zajmujemy się tu od jakiegoś czasu. Czytając buddyjskie sutry wcześniej czy później trafiamy na opis idealnego Bodhisattwy. Bodhisattwa to jakby buddyjski święty. Słowo pochodzi od bodhi co oznacza przebudzenie i sattwa czyli dobro. Bodhisattwa to przebudzone dobro. Wygląda to tak (z Sutry Dziesięciu Szlachetnych Bhumi):
Łagodny i pozbawiony arogancji, wolny od fałszu i obłudy
Oraz pełen miłości dla wszystkich czujących istot –
Taki jest bodhisattwa.
No i powiedzmy, że już zaakceptowaliśmy konieczność miłowania wszystkich istot – ta teza nie wydaje się chyba specjalnie kontrowersyjna. A może jednak? Jeśli ją odniesiemy do postaci mocno awersyjnych? Wydaje mi się, że nie trzeba mieć z tym problemu. Wolność od fałszu i obłudy raczej też jest powszechnie akceptowana w naszym kręgu kulturowym. Na samym początku czytamy jednak „łagodny i pozbawiony arogancji”. Hmmm… no a niby jak mam napisać interesujący tekst na bloga na przykład? Tak całkiem łagodnie i bez śladów arogancji? Prawdę pisząc gdy się w tym tekstem zetknąłem miałem z tym spory problem.
Stanowcza arogancja będąca oczywistym przeciwieństwem „łagodności pozbawionej arogancji” jest chyba głęboko zakorzeniona w naszej europejskiej kulturze. Być może z jednej strony wynika to z ciągle żywej tradycji legendarnego nazareńskiego cieśli, który mówił sam o sobie, że jest jedyną „drogą, prawdą i życiem” nazywając inaczej myślących „plemieniem żmijowym”. Nawet jeśli łagodnie poniechać znęcania się nad tą tradycją religijną to przecież bodaj tyle samo arogancji znajdziemy wśród racjonalnych naukowców. Wiem co piszę – będąc fizykiem nie raz na sobie i moich kolegach mogłem zaobserwować, że arogancja to choroba zawodowa fizyków. Ostatecznie jednak natężenie arogancji wśród naukowców wydaje się jakby nieco mniejsze niż wśród teologów (tych jednak nie uważamy za naukowców). Przyrodnicy ostatecznie z trudem przyznają się do błędu i modyfikują swoje teorie. Dogmatycy nie robią tego nigdy.
Nawet w powyższych słowach widać jak złożony to jest balas by zachować równocześnie łagodność i prawdę. Jeśli bym napisał, że teologia to nauka to byłby obłudny fałsz. Zaś jeśli piszę coś przeciwnego to wygląda to na arogancje. Nieprawdaż? Sprzeczność jest jednak tylko teoretyczna. Jeśli chcemy przekazać jakąś prawdę postrzeganą przez odbiorców kontrowersyjnie to zdecydowanie bardziej wydajną metodą jest łagodność i brak arogancji. Dodatkowy extra bonus jest taki, że łagodność i brak arogancji dają pozytywny nastrój. Rezygnacja z arogancji nie jest zadaniem banalnym ale tego wszystkimi i przede wszystkim sobie życzę (postaram się bardziej od kolejnego wpisu)!
Arogancja to stala gotowość do poddawania ocenie wszystkiego i wszystkich.Rywalizacja i ocenianie… Czyż nie tego uczeni jesteśmy od najmłodszych lat? A teraz na stare lata ( heh) próbuję się tego oduczać… Jakie lekkie i cudowne jest życie bez arogancji …arogancjo idź sobie, nie potrzebuję Ciè w moim ego…
Fajna definicja arogancji. Tak- można pozwolić sobie na to by nie być w stałej (w sumie meczącej) gotowości do poddawania ocenie wszystkiego i wszystkich. Skąd ta definicja? Oryginalny pomysł czy z jakiejś literatury?