Veni Karthaginem, et circumstrepebat me undique sartago flagitiosorum amorum. Trudno oddać po polsku rytm i melodię klasycznej łaciny. Będzie to jakoś tak: Przybyłem do Kartaginy, gdzie kocioł występnych namiętności huczał dokoła mnie. Tymi słowami w swoich Confessiones św. Augustyn zaczyna opis grzesznej rozpusty, której oddawał się w kartagińskich burdelach. Przesada w jedną stronę często owocuje potem przegięciem w odwrotnym kierunku, co było widoczne w późniejszych latach biskupa z Hippony.
Popadanie w hedonizm lub skrajną ascezę można widzieć na tle pewnych przekonań filozoficznych, które przynajmniej implicite są wyznawane przez ascetów lub hedonistów.
1. Jeśli założyć, że wypicie dowolnej ilości wina nie ma żadnych, trwających chociaż przez kolejny poranek, konsekwencji to dlaczego nie wypić wiadra tego trunku? Przekonanie, że nasze czyny nie mają żadnych choćby śladowo trwałych konsekwencji, nazywamy nihilizmem moralnym (i oczywiście odróżniamy to od kilku innych rodzajów nihilizmu).
2. Druga skrajność to założenie, że wszelkie konsekwencje są wiecznotrwałe, co jest jedną z wielu możliwych interpretacji eternalizmu. Jeśli z powodu grzechu będziesz cierpiał przez wieczność w piekle, to poddanie się na tym lacrimalum vale kilkadziesiąt lat trwającej skrajnej ascezie, zdawałoby się rzeczą rozsądną.
Kto się jednak zapoznał z funkcjonowaniem świata poprzez choćby gimnazjalny kurs fizyki wie, że sprawy nie mają się tak radykalnie. Wygląda na to, że nic nie jest zupełnie wiecznotrwałe (eternalizm) i też niż nic nie jest zupełnie nietrwałe (coś jakby pomiędzy nihilizmem ontologicznym i egzystencjalnym). Wyjątkiem od tej zasady są tylko aparaty dalmierzowe firmy Leica. Zazwyczaj rzeczy rozpadają się tak jak na wykresie poniżej.
Zgodnie z prawem rozpadu eksponencjalnego rozpadają się jądra atomowe. Tak też się rozkłada w naszym organizmie wypity alkohol. Tak też zapominamy wspomnienia. Czy tak rozpadają się konsekwencje naszych czynów?
OK. Wiemy, że rozumowania per analogiam bywają naciągane niczym stringi Grycanek ale i tak to lepsze niż wytrzepywanie argumentów z niczego lub inne objawienia. W filozofii buddyjskiej eksponencjalny rozpad, czyli coś pomiędzy eternalizmem (jedną z wielu możliwych jego interpretacji) a nihilizmem moralnym, nazywane jest Majjhimāpaṭipadą czyli Środkową Ścieżką. Z jednej więc strony nie musimy popadać w eternalizm, który wymagałby od nas wiary w dusze itp. bajki o niematerialnej świadomości. Z drugiej zaś strony wiemy, że konsekwencje czynów nie są zupełnie nietrwałe i dlatego wypada się zachowywać przyzwoicie.
Czego sobie i Wszystkim życzę!
PS: Oczywiście wiem że Majjhimāpaṭipadā to nie jest zadanie na 350 słów.
Ostatnie komentarze
No comments to display