Słowo się rzekło, kobyłka u płota. W dawnej Rzeczpospolitej szlachta poważnie traktowała dane słowo. Dotyczyło to zwłaszcza szaraczków z Podlasia, którzy godnością nie ustępowali nawet samym książętom. Przybywszy więc z podlaskich zaścianków na Sejm do Warszawy szlachcic upraszał audiencji u samego króla a mógł i u kardynałów. Prosty szlachcic mógł stanąć przed Majestatem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej tudzież przed Majestatem książąt Kościoła. Takie były onegdaj prawa, wolności i obyczaje.
Pewien więc szlachcic Podlaski udał się na sejm walny. Zdarzało się takiej ubogiej szlachcie podróżować boso choć zawsze przy szabli. W Warszawie szaraczek spotkał dworzanina królewskiego u którego dopraszał się o posłuchanie u Króla. Dworak zbył nieuprzejmie ubogiego szlachcica. Na co ten wzburzony wypalił, że nawet jeśli król go przyjmie to może pocałować w dupę jego kobyłę. Jakież było zdziwienie szlachcica gdy otrzymał zaproszenie na dwór królewski. Król spytał wprost czy ma całować zad kobyły. Na co dumny podlaski szlachcic wypadli: „słowo się rzekło, kobyła u płota.”
Tylko może być drobny problem z przyjęciem zaproszenia przez św. Wojciecha i św. Stanisława;)
I co, pomponiarze przyjęli zaproszenie?
Zaproszenie spotkało się z miłym odzewem i rzeczywiście kolacja została zjedzona w przemiłym towarzystwie. Niestety prywatnych spotkań na tym blogu nie komentuje 🙂