„Niebiosa, rosę spuśćcie nam z góry; Sprawiedliwego wylejcie, chmury.” Ostatnia niedziela Adwentu. Pojawiają się już świąteczne ozdoby, światełka, święte Mikołaje. Jest czas zadumy i zarazem radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie. Dzisiejsze rozważanie właśnie poświęcimy owemu oczekiwaniu. W świecie chrześcijańskim sprawa jest dość jasna. Chrześcijanie świętują pamiątkę pierwszego przyjścia Chrystusa i oczekują ponownego przyjścia. To oczekiwanie widać co roku symbolicznie w Boże Narodzenie ale też dosłownie odnosi się do ponownego przyjścia Chrystusa w czasach ostatecznych.
Jak pisałem w poprzednim tekście tutaj na tym blogu na sprawy patrzymy naukowo i chcemy doszukać się ogólnych praw. Popatrzmy jak problemy:
- przyjścia,
- rocznicy przyjścia oraz
- oczekiwania na ponowne przyjście
wyglądają w innych religiach i kulturach.
Zjawisko jest zupełnie powszechne. W islamie komentatorzy Koranu też wierzą w powtórne przyjście proroków i Chrystusa (jako jednego z nich) zaś opis narodzenia Mahometa wygląda dość znajomo: towarzyszyły mu liczne cuda, była niezwykła światłość, głosy z niebios, aniołowie itp.
Narodzinom Buddy też (wedle przekonań buddystów) towarzyszyły liczne znaki: niezwykły (niczym zwiastowanie) sen jego matki w którą wniknął cudownie kwiat lotosu by ją zapłodnić – nie wiem jak można wierzyć w takie bzdury. Matka Buddy opowiada rzecz swojemu mężowi, który jest zaniepokojony niczym nasz św Józef. Potem w sprawę dziecka które ma się narodzić zaangażował się jakiś król. Po ukończeniu 30 lat Budda zaczyna publicznie nauczać. Oczywiście po śmierci Buddy oczekuje się jego powrotu i rzeczywiście wraca na sposób przeintelektualizowany. W końcu to daleki wschód. Urodziny Buddy świętuje się co roku niezwykle uroczyście.
Ciekawą ilustracją fenomenu przyjścia, rocznicy przyjścia i oczekiwania na powtórne przyjście są tzw. kulty cargo, które pojawiły się w pierwszej połowie XX na wyspach Pacyfiku. Zjawisko opisał przyrodnik David Attenborough i za nim biolog Richard Dawkins. Nowe religie tzw. kulty cargo pojawiały się wśród tubylców niezależnie na izolowanych od siebie geograficznie wyspach Melanezji.
Rzecz przebiega następująco. Na wyspie pojawia się jakiś podróżnik albo urzędnik kolonialny. Dysponuje samolotem albo radiem a raz na jakiś czas zaopatruje go w sposób jakby cudowny cargo. Wszystko to robi niezwykłe magiczne wrażenie na tubylcach. Pojawia się kult religijny a urzędnik kolonialny czczony jest jako prorok lub bóg. Wiadomo, że po jakimś czasie wyjeżdża ale religia której zupełnie mimowolnym jest założycielem pozostaje. W kultach cargo mamy wszystkie wspomniane wcześniej elementy: cudowne przyjście założyciela religii, uroczyste obchody rocznic przyjścia i pobożne oczekiwanie powrotu związane z rożnymi zapowiadanymi kataklizmami.
Jaki z tego wszystkiego naukowy morał? Wygląda na to, że ludzki mózg ma pewne cechy dzięki którym wytwarza bardzo podobne przekonania w różnych kulturach i częściach świata. Melanezyjczycy, którzy oczekują powrotu samolotem ich boga, mogliby spokojnie zaśpiewać „Niebiosa rosę spuśćcie nam z góry”. Oczywiście zupełnie nie zmienia to faktu, że nasze przekonania są prawdziwe zaś oczekiwania Melanezyjczyków fałszywe. Oni budują słomiany model samolotu w którym niebiosa spuściły ich boga a my model szopki ale atmosfera świąt ta sama. Właśnie tej uniwersalnej atmosfery świąt życzę Czytelnikom mojego bloga (i sobie)!
Ostatnie komentarze
No comments to display