Ostatnio Czytelnicy domagali się stanowczo by moje teksty były bardziej precyzyjne. Nasz czytelnik, nasz pan więc dzisiaj na przykładzie Niewidzialnego Różowego Jednorożca spróbujemy podwyższyć standardy rozumowania.
Dzisiaj ważny tekst na temat SENSU. To filozoficzne pytanie. Człowiek powinien odpowiedzieć sobie na pytanie co ma dla niego sens a co jest zwyczajnie bez sensu. To pomaga w życiu i dlatego jest tematem niedzielnego kazania. Mnie dzisiaj interesuje odpowiedź na pytanie: jaki jest SENS RÓŻNYCH UŻYWANYCH POJĘĆ. Nie będę dzisiaj poruszał zagadnień teologicznych i innych takich ambitnych. Pisząc SENS mam na myśli SENS POZNAWCZY. Nie interesuje mnie sens metaforyczny, literacki ani nawet oderwany od rzeczywistości abstrakcyjny sens matematyczny.
Zastanówmy się jak to jest na przykład w fizyce. W sumie to dość proste. Mamy różne zjawiska, które obserwujemy: swobodny spadek przedmiotów, ruch planet na niebie, fale na wodzie, topnienie śniegu, wyładowania atmosferyczne, obraz powstający w lustrze i wiele innych. Możemy też tworzyć różne zjawiska i je obserwować – takie postępowanie nazywamy eksperymentem. Obserwowany upadek jabłka na głowę Newtona to zjawisko zaś rzucenie jabłka by sprawdzić czy spadnie to eksperyment. No i chcemy te zjawiska i eksperymenty wyjaśnić.
Jak się tworzy takie naukowe wyjaśnienie? By coś wyjaśnić najpierw dobrze jest nieco naściemniać. Przykładowo, by wyjaśnić zjawisko wyładowania atmosferycznego tworzy się różne naukowe MITY i nazywa się je pojęciami fizycznymi: elektron, napięcie, ładunek, pole elektryczne, opór elektryczny. Pomiędzy tymi pojęciami konstruuje się różne zazębiające się logiczne zależności i to są prawa przyrody (w fizyce mają najczęściej postać równań matematycznych). Można bardzo metaforycznie powiedzieć, że prawa przyrody to są NARRACJE wspomnianych MITÓW – pojęć fizycznych.
Czy widziałeś potencjał elektryczny? Nikt nigdy nie widział żadnego pojęcia fizycznego. Nie widzimy też praw przyrody. Możemy więc myśleć o nich jak o MITACH i NARRACJACH, które tworzą teorią naukową. To co widzimy to tylko zjawiska i eksperymenty stanowiące tzw. brzeg empiryczny teorii. Można to (bardzo zgrubnie) zilustrować tak jak na obrazku poniżej. Obrazek (i cały ten tekst) jest motywowany lekturą „Dwu dogmatów empiryzmu” Willarda Qine’a:
Czy jest jakiś SENS pojęć-mitów używanych w takim obrazie świata? Tak – mają one sens nadawany poprzez pośredni związek z doświadczeniem. Liczba wymyślonych pojęć jest znacznie mniejsza niż liczba wyjaśnianych zjawisk więc stworzenie kilkuset pojęć-mitów do wyjaśniania milionów zjawisk jest wydajne. Pojęcie potencjału elektrycznego to zdecydowanie mit wymyślony przez ludzi. Ma on jednak sens bo wiele wyjaśnia i pozostaje w logicznych zależnościach z innymi wyjaśniającymi mitami oraz obserwowaną rzeczywistością.
Weźmy inny przykład. Powiedzmy, że do takiego obrazu świata chcę dołączyć mit Niewidzialnego Różowego Jednorożca. Da się to zrobić? Czy ma to sens? Spróbujmy! Gdzie mogę dorysować Niewidzialnego Różowego Jednorożca? Na pewno nie na zewnątrz ani nie na brzegu empirycznym teorii bo Jednorożec jest ex definitione niewidzialny. Nie jest więc zjawiskiem. Mogę dorysować go wewnątrz. Wygląda to wtedy tak:
Mityczny Jednorożec nie pozostaje w żadnej logicznej zależności z pozostałymi pojęciami-mitami wnętrza teorii. Czy da się dowieść że nie istnieje? Nie da się. Czy da się dowieść jego istnienia? Też się nie da. Za to zdecydowanie można bronić tezy, że samo pojęcie Niewidzialnego Różowego Jednorożca nie ma ŻADNEGO SENSU.
Nie jest to teza jakkolwiek odważna, nieprawdaż? Da się ją jednak sformułować w sposób zupełnie ogólny. Najwybitniejszy przedstawiciel nowożytnego sceptycyzmu David Hume ujął to zgrabnie tak: „Słowo ma charakter poznawczy wtedy i tylko wtedy, gdy odnosi się pośrednio lub bezpośrednio do doświadczenia”.
Czy jednak można wyobrazić sobie sensowne pojęcia Cudownego Jednorożca? Tak! Powiedzmy, że nasza teoria naukowa nie wyjaśnia poprawnie ruchu planet – brakuje drobnej poprawki. Umawiamy się, że Cudowny Jednorożec poprawia raz na jakiś czas ruch planet. Byłby to sensowny Jednorożec zwany w metodologii naukowej Jednorożec Zapchaj Dziura. Nie byłby on jednak do końca niewidzialny bo widoczne byłyby skutki jego działań. Naukowcy z różnych powodów też nie lubią takich Jednorożców.
Podsumowując, dzisiaj chciałem tylko napisać, że pojęcie Niewidzialnego Różowego Jednorożca jest pozbawione jakiekolwiek SENSU. Zresztą wydaje się, że jest to teza zupełnie niekontrowersyjna. Nie warto więc spierać się o istnienie takich Jednorożców. Czego Wszystkim i sobie życzę!
Gdyby pojęcie Niewidzialnego Różowego Jednorożca nie miało jakiegokolwiek sensu i gdyby nie odnosiło się pośrednio lub bezpośrednio do żadnego doświadczenia, Twój tekst z pewnością nie mógłby zostać okraszony takimi ślicznymi rysunkami.
Czy serio zamierzasz dzisiaj wyruszyć na poszukiwanie Niewidzialnego Różowego Jednorożca?
Niewidzialny Różowy Jednorożec oczywiście nie spełnia wymogu Hume’a i nie ma żadnego charakteru poznawczego. Symbole i słowa lub ilustracje mogą posłużyć do opisania nawet najbardziej oderwanego bezsensownego pojęcia. Oczywiście nie o to chodzi w wymogu Hume’a.
Do polemiki ze sceptycyzmem Hume’a potrzebne bywały zdecydowanie bardziej wyrafinowane narzędzia filozoficzne. Krytyka wymogu, że każde sensowne pojęcie można trywialnie zredukować do doświadczenia to właśnie wspomniana metodologia Quine’a 🙂
Niestety nic to jednak nie ratuje Niewidzialnego Różowego Jednorożca ze względu na brak pośrednich predykcji empirycznych wynikających z założenia istnienia Jednorożca i brak związków logicznych Jednorożca z innymi elementami teorii.
By uratować Niewidzialnego Różowego Jednorożca (i przy okazji metafizykę) trzeba by przedstawić solidną krytykę epistemologii znaturalizowanej Willarda Quine’a. Jak znajdziesz coś mocnego na ten temat to podeślij proszę.
Przyjmuję, że terminu „niewidzialny” używasz niezbyt precyzyjnie jak synonimu „niewykrywalny dla zmysłów”, a nie jedynie „niewykrywalny dla wzroku”. Jednak nawet wówczas pojęcie Niewidzialnego Różowego Jednorożca ma sens. Gdyby nie miało sensu, nie moglibyśmy na ten temat racjonalnie dyskutować. Zupełnie inną kwestią jest, czy NRJ istnieje (co to znaczy „istnieje”?), czy jest to pojęcie użyteczne (z punktu widzenia jakiego celu?), czy może wewnętrznie sprzeczne, itd. Ale rozważać to możemy tylko dlatego, że rozumiemy sens tego pojęcia.
Podobnie pojęcie kwadratury koła ma sens, choć jak dowodzą matematycy, jest to rzecz niemożliwa. Zresztą najoczywiściej w świecie tylko matematyk rozumiejący sens pojęcia „kwadratura koła”, jest w stanie wykazać niemożliwość takiej konstrukcji.
Co do wymogu Hume’a: wyjaśnij mi, proszę, w jaki sposób spełnia go np. takie dość podstawowe pojęcie geometryczne jak prosta.
… w szczególności prosta w geometrii euklidesowej 🙂
Według mnie każde słowo w pojęciu Niewidzialny Różowy Jednorożec opiera się na doświadczeniu. Niewidzialność jest tutaj największym problemem. Trudno doświadczyć niewidzialności jako takiej o ile w ogóle jest to możliwe, to jedynie poprzez połączenie doświadczenia innych zmysłów połączonych z nie widzeniem danego obiektu.
Pojęcie „różu” jest jak najbardziej wynikające z doświadczenia, oraz częściowo przekazane przez innych. „Róż” nie tylko określa pewne określone widmo, ale kojarzy się z konkretnymi doświadczalnymi przypadłościami, które z tym widmem kojarzymy dzięki kulturze.
Z pojęciem „jednorożec” również nie powinno być problemu. To postać mityczna o określonych w mitach właściwościach.
Podsumowując jesteśmy sobie w stanie wyobrazić sobie taki byt którego choć nie widzimy, to słyszymy, czujemy (dotykiem, węchem) i którego te inne od wizualnych doświadczeń nakazują nam określić go jako „różowego jednorożca”.
Odpowiadam Szymonowi na temat matematyki. Według Hume’a istnieją dwa rodzaje rzetelnej wiedzy:
1. Sądy formalno-logiczne które mamy w matematyce i logice. Nic one nie mówią o realnym świecie i są tylko językiem lub systemem w którym przekształca się symbole. Nie spełniają one wymogu Hume’a i nie maja samodzielnie charakteru poznawczego.
2. Sądy spełniające wymóg Hume’a są przedmiotem rzeczywistych nauk.
Hume pisze o tym tak: „If we take in our hand any volume; of divinity or school metaphysics, for instance; let us ask, Does it contain any abstract reasoning concerning quantity or number? No. Does it contain any experimental reasoning concerning matter of fact and existence? No. Commit it then to the flames: for it can contain nothing but sophistry and illusion.”
Podsumowując, matematyka nie spełnia wymogu Hume’a – jest tylko bardzo użytecznym narzędziem nie mającym samodzielnie wartości poznawczej. Pojęcia matematyczne użyte w fizyce już spełniają wymóg Hume’a. Przestrzeń euklidesowa spełnia wymóg Hume’a bo jest częścią fizyki Newtona.
Cudowne jednorożce, krasnale, elfy i metafizyka nie są ani częścią matematyki ani nie odnoszą się do empirycznej rzeczywistości. Czy należy wszystko to wrzucić do ognia jak radzi Hume? Nie sadzę – wszystkie takie bajki stanowią oryginalną LITERATURĘ. To jest odpowiedź dla Apfelbauma. To że można wymyślić postać literacka nie oznacza że beletrystyka będzie miała wartość poznawczą (taki jest charakter wymogu Hume’a).
W pierwotnej wypowiedzi utożsamiasz posiadanie sensu ze spełnianiem wymogu Hume’a (któremu to wymogowi skądinąd daleko do jasności). Potem przyznajesz, że matematyka jako taka nie spełnia wymogu Hume’a – czyli: jest bez sensu… No chyba, że jakiś fizyk zaprzęgnie koncepcję matematyczną do opisu świata fizycznego, wtedy nagle nabiera ona sensu, którego dotąd nie miała. To dopiero cudowna metamorfoza!
Tak – czysta matematyka i logika nie mają sensu poznawczego. To tylko narzędzia i formalne przekształcenia symboli same nic nie mówiące o świecie.
Tako rzecze David Hume i podobnie Willard Quine, który zaproponował najsolidniejsze dotychczas podejście do metodologii naukowej. Skutkuje ono naturalizacją epistemologii. To zaś sprawia, że cała metafizyka staje się zaledwie (szacowną) literaturą co symbolizuje nasz Jednorożec.
Nawet gdyby, przy dobrych chęciach, Świat Jednorożców i tradycyjną metafizykę próbować wepchnąć do szeroko rozumianej logiki i matematyki to i tak nie zmienia to ontologicznego statusu Niewidzialnego Różowego Jednorożca, który pozostanie tylko ludzkim wymysłem.
Rozwiązaniem impasu Różowego Jednorożca byłaby solidna krytyka metodologii Quine’a do czego zachęcałem kilka postów wyżej 🙂
Argumentum ad auctoritatem to niespecjalnie przekonująca strategia w dyskusji, a już gdy punktem spornym są właśnie orzeczenia tegoż autorytetu trąci to wręcz przedszkolem 😉
Zacząłeś od tego, że co nie spełnia wymogu Hume’a, nie ma ŻADNEGO sensu, teraz zaś piszesz, że nie ma sensu „poznawczego”. Jak trochę staranniej wyłożysz znaczenie używanych terminów, to może okaże się, że wcale nie ma między nami sporu.
OK – zmusiłeś mnie do poprawienia tekstu. Na początku dopisałem zdanie: „Pisząc SENS mam na myśli SENS POZNAWCZY. Nie interesuje mnie sens metaforyczny, literacki ani nawet oderwany od rzeczywistości abstrakcyjny sens matematyczny.”
Co do argumentu z autorytetu to trudno go tutaj uniknąć bo ten tekst to właśnie popularno-naukowe przedstawienie poglądów Willarda Quine’a. Zresztą wydaje się, że główną linię argumentacji z „Dwu dogmatów empiryzmu” zreferowałem dość jasno (jak na zakładane 500 słów).
Oczywiście jestem bardzo otwarty na poprawianie w rozumowaniu kolejnych detali (co ktoś złośliwy nazwałby czepieniem się słówek).
Bardziej interesujące byłoby jednak odniesienie się do sedna problemu. Chodzi o przedstawiony schemat pojęciowy nauki który sprowadza tradycyjną metafizykę do poziomu literatury i fantastyki pokroju bajek o Jednorożcach.
Z tego co piszesz, wynika, że Quine sprowadził czystą matematykę do poziomu literatury i fantastyki pokroju bajek o Jednorożcach. Cóż, przyjmuję do wiadomości, ale nie mogę powiedzieć, żeby to mną jakoś wstrząsnęło. Skłonny jestem zwyczajnie zignorować tę rewelację.
No chyba, że rewelacja ta sprowadza się do spostrzeżenia, że jeśli jakaś koncepcja nie odnosi się wprost bądź nie wprost do zjawisk fizykalnych, to nic nam nie mówi o zjawiskach fizykalnych. Wtedy rzekłbym, że się zgadzam, a nawet, że niepodobna się z tym nie zgodzić.
Reasumując, w zaproponowanej przez Ciebie interpretacji myśl Quine’a jawi mi się albo jako zupełny absurd, albo jako kompletny banał.
Pojęciom matematycznym (nie wszystkim oczywiście) nadaje się sens poznawczy poprzez użycie ich w naukach przyrodniczych.
Koncepcja Quine daje nam skuteczne kryterium demarkacji pomiędzy zdaniami mającymi sens poznaczy a literaturą, abstrakcyjną matematyka itp.
Sformułowanie dobrego kryterium demarkacji to osobny duży dział metodologii nauki a historia tego zagadnienia jest wręcz burzliwa. Wydaje się jednak, że w ramach koncepcji Quine’a zagadnienie to jest rozstrzygnięte dość elegancko bo sensowne pozostają nawet abstrakcyjne pojęcia i prawa fizyki 🙂 Jak się przyglądniesz historii tego zagadnienia to zobaczysz że nie jest to jakiś banał.
Podsumowując, wiemy jaka formalna procedura nadaje sens poznawczy takim pojęciom fizyki matematycznej jak np. metryka lub przestrzeń Hilberta. Nie potrafimy jednak przeprowadzić analogicznej procedury dla fundamentalnych pojęć metafizycznych takich jak np. duch itp. CO TO JEST DUCH???
Nie musi to jednak oznaczać całkowitego odrzucenia metafizyki jak radził Hume w podanym wyżej cytacie. Jest to szacowna literatura która jest częścią naszego dziedzictwa kulturowego. Nie wiem czy Hamlet był rzeczywistym księciem Danii ale tekst Szekspira jest poruszający właśnie przez postać Ducha który jest centralną postacią dramatu. Podobnie z metafizyką – platońska bajka o cieniach w jaskini to doskonała literatura. Nawet można napisać piękną baśń o Niewidzialnym Różowym Jednorożcu. Wprawdzie pojecie takiego zwierza niczego nam nie wyjaśnia i nie wiadomo co znaczy i nie ma sensu poznawczego ale dobrze napisana bajka może być niezwykle poruszająca.
No dobra, weźmy duchy, skoro nalegasz. Powiedzmy, że mamy delikwenta, który twierdzi, że jest w stanie kontaktować się z duchami zmarłych. Możemy to przetestować, czy nie?
OK – pomówmy o duchach w „duchu” metodologii Willarda Quine’a. Rzeczywiście jest wielu plemiennych szamanów którzy twierdzą, że potrafią się kontaktować z duchami zmarłych przodków. Powiedzmy, że przeprowadzamy taki test. Najpierw zakładamy istnienie „bytu postulowanego” czyli tutaj ducha rozumianego jako inteligencja i świadomość oderwane od neuronalnych podstaw biologicznych (lub jakoś inaczej???).
Prośmy szamana by skontaktował się z duchem zmarłego przodka i powiedział gdzie tamten schował testament bo nikt z rodziny nie jest w stanie tego znaleźć.
Można wymyślać wiele analogicznych eksperymentów. Jest nawet milion dolarów do wzięcia gdyby się udało potwierdzić takie paranormalne umiejętności: http://www.randi.org/site/index.php/1m-challenge.html
Jeśli z konta Jamesa Randiego znika milion dolarów to rzeczywiście uznajemy, że postulowany byt ma moc wyjaśniającą i pośrednio łączy się z empirią. Mamy wtedy jednak nadal problem ze znalezieniem związku logicznego ducha z innymi elementami teorii naukowych.
Nie słyszałem jednak o współczesnej teorii naukowej która potrzebuje postulowania istnienia duchów do wyjaśniania zjawisk. W ramach metodologii Quine’a nie ma więc dylematu poznawczego.
Objaśnij mi zatem, proszę, jak można przetestować hipotezę, która ani bezpośrednio, ani nawet pośrednio nie odnosi się do doświadczenia. Skąd zatem wiadomo, jak ją testować? Na mój gust test jest możliwy tylko wówczas, gdy hipoteza odnosi się do doświadczenia. W przypadku duchów byłoby to zapewne odniesienie pośrednie, jak w proponowanym przez Ciebie teście – o istnieniu ducha wnioskowalibyśmy na podstawie informacji przekazanych przez szamana. Inną kwestią jest, czy hipoteza okaże się prawdziwa, czy fałszywa. Jak napisałem wcześniej, używasz terminów o niejasnym znaczeniu („sens poznawczy”) i całkiem możliwe, że zgadzamy się od początku, a dyskusja jest wynikiem nieporozumienia.
Jak przetestować hipotezę która nie odnosi się nawet pośrednio do doświadczenia? Mamy tu dwie możliwości. Albo chodzi o hipotezę mającą charakter formalny albo faktyczny.
1. Hipoteza mająca charakter formalny to na przykład jakieś nieudowodnione twierdzenie matematyczne lub problem logiczny. Nie odnosi się to do doświadczenia i zajmują się tym matematycy lub logicy.
2. Jeśli hipoteza ma charakter faktyczny to jest przedmiotem badań nauk z ich całą metodologią. Nie o to jednak pytasz.
Pozostają więc na przykład idee, o których pisał Platon, albo jeszcze lepsze entelechie, o których szeroko pisał Arystoteles. Weźmy na warsztat arystotelesowską entelechie. Chcemy to potraktować jako hipotezę do sprawdzenia??? Entelechie nie odnoszą się nawet pośrednio do empirii, niczego nie wyjaśniają, nie są częścią systemu formalnego – to bajki niczym Niewidzialne Jednorożce.
Sens poznawczy. Napisałem o potencjale elektrycznym. „Ma on jednak sens bo wiele wyjaśnia i pozostaje w logicznych zależnościach z innymi wyjaśniającymi mitami oraz obserwowaną rzeczywistością.”
Twierdzenia metafizyczne takiego sensu nie mają (matematyczne też). Jeśli jednak metafizyka nie jest częścią logiki lub matematyki to pozostaje szacownym bajkopisarstwem.
Jeszcze się uzupełnię. W czasach Arystotelesa entelechie miały znaczenie wyjaśniające. Tak samo jak za pomocą Zeusa wyjaśniano wyładowania atmosferyczne.
Tak sobie nad tym myślę. Jest wiele pojęć które kiedyś miały sens poznawczy (zdefiniowany powyżej) a potem go utraciły. Na przykład eter w fizyce miał sens poznawczy bo wyjaśniał w jakim ośrodku poruszają się fale elektromagnetyczne i pozostawał w logicznym związku z innymi elementami teorii. Obecnie sformowanie „na falach eteru” nie ma sensu poznawczego bo pojęcie takie nie jest potrzebne do wyjaśnienia czegokolwiek i nie pozostaje w zależnościach z innymi elementami elektrodynamiki. Pozostał sens literacki.
Podobnie jest z metafizyką na której kiedyś budowano epistemologię a nawet psychologię i biologię. Arystoteles wprowadził entelechie by wyjaśnić fenomeny biologiczne. Obecnie ma to znaczenie historyczne.
Ewidentnie któryś z nas jest w słabszej formie, bo im więcej piszesz nt. sensu poznawczego, tym mniej z tego rozumiem. Przekonałeś mnie już prawie, że to takie mocne kryterium demarkacyjne, a teraz okazuje się, że i Zeus i eter, i zmienia się to z czasem, i różni się między ludźmi. W tej sytuacji nie można nawet powiedzieć, że coś ma sens poznawczy, a jedynie że coś się komuś akurat tu i teraz wydaje. Komuś innemu się nie wydaje, a i temu pierwszemu jutro może też się odwidzi, gdy temu drugiem na odwrót – przywidzi.
„2. Jeśli hipoteza ma charakter faktyczny to jest przedmiotem badań nauk z ich całą metodologią. Nie o to jednak pytasz.” Właśnie o to pytam. Hipoteza o komunikacji szamana z duchami ma charakter faktyczny. Jak ją przetestować, jeśli nie odnosi się ona bezpośrednio ani pośrednio do doświadczenia?
Ewidentnie prowadząc co dnia ten antyplatoński dialog jesteśmy obaj w coraz lepszej formie.
To co piszesz o ewolucji systemu pojęciowego nauki i ewolucji sensów poznawczych jest niemalże dosłownie wzięte z Quine’a. To wszystko prawda. W Starożytności i Średniowieczu epicykle miały sens poznawczy w ramach teorii Ptolemeusza bo wyjaśniały ruch planet na niebie i pozostawały w logicznych zależnościach z pozostałymi elementami teorii. Od czasów Kopernika i Keplera straciło to sens. Mamy lepsze wyjaśnienie a sens poznawczy zyskały krzywe stożkowe.
System pojęciowy nauki ewoluuje i niektóre pojęcia tracą a inne zyskują sens poznawczy. Tu piszesz z Quinem jednym głosem.
Teraz o duchach. Jeśli duch jest niczym Niewidzialny Jednorożec i w żaden sposób nie odnosi się nawet pośrednio do doświadczenie i niczego empirycznego nie wyjaśnia to ex definitione z takim obiektem szaman nie może mieć kontaktu ale też ex definitione taki duch nie ma sensu poznawczego.
Jeśli jednak szaman wskazałby gdzie leży schowany przez pradziadka testament to zdecydowanie chcemy wyjaśnić takie fenomenalne zjawisko. Zwłaszcza gdyby eksperyment był powtarzalny. W celu wyjaśnienia możemy postulować istnienie rozumnego ducha zmarłej osoby tak samo jak postulowało się epicykle lub krzywe stożkowe w astronomii.
Dopóki jednak milion dolarów spoczywa spokojnie na koncie fundacji Randiego możemy chyba obaj zgodzić się co do tego że pojęcia metafizyki mają jedynie sens literacki? Taki duch Hamleta ma wywoływać u widza dramatu określone uczucia itp. Nie ma to jednak żadnego sensu poznawczego.
Czytałem zresztą że część współczesnych filozofów zajmujących się metafizyką rozumie doskonale to zastrzeżenie o sensie poznawczym. Twierdzą wiec że ich rozważania mają charakter nauki czysto formalnej nie odnoszącej się nijak do rzeczywistości i sytuują swoje badania w okolicach abstrakcyjnych logik itp. To jest moim zdaniem równie OK jak przyjęcie sensu literackiego. Takie jednak oderwane usytuowanie metafizyki wywołuje ostre protesty teologów. No cóż … nie każdego można zadowolić.
To ze jednorożce jesteśmy sobie w stanie wyobrazić oznacza że pojęcie to ma wartość poznawczą. Wyraźmy sobie, że nie mamy aparatów fotograficznych, telewizorów i radia. Dodatkowo nie wychodzimy z domu, ale wysyłamy ludzi by relacjonowali nam różne zwierzęta i je systematyzujemy. Relacja o jednorożcu, będzie dla nas dokładnie tym samym co relacja o słoniu, czy relacja o małpie, a nawet relacja o krasnoludku.
Na podstawie tych relacji moglibyśmy zrobić systematykę tych gatunków. Nie byłaby ona bajką, ale właśnie pracą naukową. Dlatego, że w odróżnieniu od bajki byłaby ścisła, oparta na możliwie wiarygodnych relacjach i prezentowana byłaby nie jako literatura (cele rozrywkowe), ale jako wiedza (cele poznawcze, oraz cele praktyczne). Oczywiście po latach kolejni naukowcy zauważyliby, że nigdzie nie znaleźli krasnoludków, ani jednorożców i wykreślono by te postaci z systematyki. Nie ograniczyłoby to sensowności pojęcia. Wystarczyłoby odkrycie skamielin jednorożca, by do systematyki wrócił. Zresztą tak było nie raz, że mityczne zwierze w które nikt nie wierzył zostawało odkryte i jego istnienie stało się bardziej prawdopodobne.
Czy istnienie jednorożców jest prawdopodobne? Oczywiście choć bardzo mało. Skoro tak mamy do czynienia z pojęciem jak najbardziej sensownym.