Jako edukator domowy mam wiele okazji by wracać do postaw matematyki i fizyki. Uczenie tego moich dzieci to czysta przyjemność a w trakcie gdy one rozwiązują zadania ja mam wolne chwile by rozmyślać o fundamentach matematyki. Zresztą zetknąłem się ostatnio z dwoma książkami na ten temat. Jedna się ukazała ale jej jeszcze nie czytałem a druga jest dopiero w druku ale już przeczytałem.
Książka która się ukazała to „Bóg i nauka” ks. Michała Hellera. Książka była wręczana na otwarciu kawiarni „De Revolutionibus Books&Cafe”. Polecam gorąco to miejsce! Jest tam najlepsza kawa w mieście parzona przez wicemistrza świata w parzeniu kawy. Ponieważ wino też tam było dobre to wychodząc zapomniałem zabrać należny mi egzemplarz książki. Dlatego pomyślałem, że zanim przeczytam książkę ks. prof. Hellera to sam napisze co myślę na ten temat.
Druga książka jeszcze się nie ukazała drukiem ale już ja gorąco polecam: „Umysł matematyczny” Bartosza Brożka i Mateusza Hohola. Autorzy zachowując intelektualną obiektywność doszczętnie niszczą platonizm matematyczny (przynajmniej ja to tak odebrałem). Głównym wątkiem jest wyjaśnienie kształtowania się pojęć matematycznych na zasadzie pewnych naturalnych dla umysłu metafor, które wiążą abstrakcyjne pojęcia matematyczne z dosłownymi zjawiskami. Nie podejmuje się streszczenia – należy przeczytać!
Wróćmy jednak do naszych rozważań. Matematyka i muzyka (i może też przemoc?) to uniwersalne języki dla całej ludzkości. Uczę wiec dzieci matematyki i zastanawiam się nad jej uniwersalnością. Jest w tej uniwersalności matematyki coś bardzo niepokojącego. Dlaczego w takich kwestiach jak: algebra lub analiza funkcjonalna lub rachunek wariacyjny matematycy europejscy i hinduscy i arabscy dochodzą do tych samych twierdzeń? A dlaczego w ważnych kwestiach teologicznych dotyczących zbawienia wiecznego teologowie europejscy (chrześcijańscy) dochodzą do innych konkluzji niż teologowie hinduscy lub islamscy? Przecież istnienie extremum jakiegoś funkcjonału wydaje się mniej ważne niż zbawienie duszy, wieczność w piekle lub 100 lat czyśćca, nieprawdaż???
Tak na marginesie akurat w tym miejscu nasuwa mi się rozwiązanie problemu nieskończoności poruszonego w książce Brożka i Hohola. Abstrakcyjne pojęcie nieskończoności powinno być metaforycznie związane z czymś konkretnym. Mam tu pewną hipotezę. Wydaje się, że namacalnym konkretem, który doskonale oddaje ideę nieskończoności jest ludzka głupota.
Dlaczego niestosowalne w praktyce twierdzenie Banacha-Tarskiego o paradoksalnym rozkładzie kuli jest przyjmowane bez względu na pochodzenie matematyka zaś ważne przekonania dotyczące spraw transcendentnych dziedziczy się zazwyczaj po rodzicach? Dlaczego dobry Bóg w swej przedziwnej mądrości tak stworzył ludzi, że dochodzą oni do zgody w kwestii dowodu twierdzenia Fermata a nie mogą dojść do zgody w sprawie Niepokalanego Poczęcia? Dlaczego przekonań matematycznych nie dziedziczy się po rodzicach a wyznanie religijne zazwyczaj tak? Dlaczego matematyka ma więc bardziej uniwersalny status niż teologia? Jako kaznodzieja pytam: „Boże mój, Boże mój, czemuś” na nas to dopuścił?? Oto jest wielką tajemnica wiary nad którą przychodzi nam rozmyślać w niedzielny poranek.
Czego Wszystkim i sobie życzę!
Głównie z tego powodu, że matematyka to język, którym bawimy się w celu prowadzenia bardzo ścisłego rozumowania, poprzez rozpisywanie różnych tautologii w tym języku. Jeśli jakiś matematyk napisze sobie inne aksjomaty i w inny sposób będzie wykonywał jakieś zadania, to zostanie to włączone w matematyką. Nikt nie będzie się kłócił z nim, że korzysta z innych aksjomatów. Liczyć się będzie tylko konsekwencja.
W wypadku religii Nie chodzi o przekształcanie dowolnych danych, tylko o samą treść wiary, czyli jej prawdy.
Ścisłość części tych pojęć jest dość niewielka, ale same prawdy wiary dotyczą rzeczy ważniejszych od bardzo dokładnego i ścisłego przekształcania danych.