Sir Henry, ostatni spadkobierca majątku Baskerwilów, wraca zza oceanu do rodzinnej posiadłości. W tym momencie akcja opowiadania Artura Conan Doyle’a „Pies Baskerwilów” nabiera tempa. Warto wrócić do tego bodaj najlepszego tekstu o Sherlocku Holmesie. Rzecz rozgrywa się na ponurych wrzosowiskach hrabstwa Devon gdzie grasuje straszny pies, którego autor opisuje tak:
„Był to pies – pies czarny jak węgiel, olbrzymi – taki, jakiego dotąd nie widziały oczy żadnego śmiertelnika. Z jego otwartej paszczy buchał ogień, ślepia żarzyły się jak węgle, a po całym jego ciele pełzały migotliwe płomyki. Nigdy nawet w majaczeniach chorego umysłu nie mogło powstać nic równie dzikiego, przerażającego, szatańskiego, jak ten czarny potwór, który padł na nas z tumanów mgły.”
Też kupiliśmy sobie psa. Jest taki sam jak pies Baskerwilów … lecz dokładnie na odwrót: mały szczeniak o jasno złotej sierści, sympatyczne oczka, pogodne usposobienie, ciągle merdający ogon, rzadko szczeka. Z psem Baskerwilów łączy go tylko brytyjskie arystokratyczne pochodzenie. Jego szlachetnego rodu przodkowie wywodzą się wprost ze szkockiej posiadłości lorda Dudleya Majoribanksa. Ma na imię Hunter a nazywa się Honey. Jest nowym rozpieszczanym członkiem rodziny. Gdy się rano budzę znajduję go za głową na swojej poduszce.
Patrzę więc w oczy Huntera. Widzę jego głębokie, mądre i pełne autentycznego uczucia świadome spojrzenie. Gdybym maksymalnie poluzował wodze fantazji to zacząłbym się zastanawiać czy umysł i świadomość (?) tego miłego stworzenia (oraz innych inteligentnych ssaków) jest czymś odrębnym od ciała … Oczywiście obstawanie przy takiej opinii w świetle współczesnej wiedzy o mózgu jest podobnie śmieszne jak astrologia, chiromancja lub homeopatia.
Motyw psa Baskerwilów w nieco odmiennej intrydze był ostatnio świetnie przedstawiony w bardzo angielskim filmie pod tym samym tytułem. Mam na myśli konkretnie ekranizacje z roku 2010.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Oczywiście zawsze warto przypominać jakieś choćby literackie postacie, które zachęcają do sceptycznego i pozytywistycznego stylu myślenia. Sherlock Holmes jest jednym z lepszych przykładów. Cechą charakterystyczną sposobu myślenia Sherlocka Holmesa jest swego rodzaju naukowy sceptycyzm oraz badawcze podejście do świata. Nic nie jest brane na wiarę lecz wszystko jest najpierw szczegółowo badane i dopiero po przejściu naukowej procedury może być uznane za prawdziwe (oczywiście w powieści jesteśmy świadomi pewnej licentia poetica).
Ostatnio obstawałem też przy tezie, że spośród różnych smaków szczęścia jednym z wytrawniejszych jest spokój związany a uważną świadomością chwili obecnej. Anglicy mają nawet na to osobne słowo: mindfulness. W tym aspekcie kultura angielska chyba bardzo mocno zaczerpnęła ze swych orientalnych kolonii. Zostańmy przy przykładzie Holmesa. W wielu opowiadaczach Artur Conan Doyle umieszcza ten sam motyw. Holmes zanim przystąpi do badania kolejnej sprawy godzinami siedzi zupełnie nieruchomo w swoim skórzanym fotelu. Gdy Watson zapytuje co robi, Holmes wspomina coś o koncentracji i ćwiczeniu umysłu. Dzięki praktyce minfulness umysł Sherlocka Holmesa wolny jest od rozproszeń, nie błądzi przypadkowo w przeszłości lub przeszłości lecz uważnie i równocześnie łagodnie spoczywa na wszystkich, nawet najdrobniejszych detalach chwili obecnej. Wydaje mi się, że reżyser filmu też był świadom tego zjawiska. Bo ładnie było to pokazane w kilku miejscach.
Podsumowując, jeszcze raz powtórzę to samo. Badania naukowe potwierdzają, że systematyczna praktyka dalekowschodniej medytacji vipassana, zwana przez Anglików mindulness dzięki neuroplastyczności mózgu istotnie zwiększa możliwości kognitywne. Oglądnij ekranizację Holmesa, weź z niego przykład, ćwicz umysł i medytuj. Czego Wszystkim i sobie życzę!
No to jak chcesz emulować Szerloka to fajkę Ci trzeba sprezentować i poszukać w TK-Maxie szlafroka lordowskiego:)