Wakacje. Słowo to pochodzi od łacińskiego „vacatio” co oznacza pustkę lub próżnię. Złożyło się tak, że w tych dniach spełniam dość dobrze tą oryginalną definicję. Vacatio, pustka – żadnych planów, żadnych przewidzianych aktywności, żadnych też oczekiwanych rezultatów związanych z pracą lub … wypoczynkiem. Usuwam więc z kalendarza wszelkie plany zawodowe oraz jakiekolwiek inne. To ciekawe i przyjemne doświadczenie bliskie filozofii minimalizmu albo jakiegoś innego zen.
Po wyczyszczeniu kalendarza na najbliższe dni stanowczo sobie jeszcze powtarzam „nic nie musisz”. OK. I co? Mogę napisać kilka słów na bloga. Wprawdzie czuję, że obiecany eudajmonistyczny plan przedstawiłem Wam już w miarę kompletnie w postaci dwu serii tekstów: o paleolicie i o medytacji ale w tym momencie pojawiają się bodaj dwie nowe kwestie.
Jeśli osiągnięcie stanu dobrego samopoczucia fizycznego (za pomocą emulacji paleolitu) i mentalnego (za pomocą technik medytacji, oraz szeroko rozumianej życzliwej uważności) jest możliwe to co dalej?
Skoro błogostan nieszczególnie zależy od tego jak wiele zmian dokona się w zewnętrznym świecie to czy warto się wysilać? A być może daje się mimo to dokonać pozytywnych zmian prowadząc bezwysiłkowe życie?
Dalekowschodni filozofowie udzielają na te pytania pozytywnych odpowiedzi. To bardzo paradoksalne. Wedle nich da się:
- prowadzić bezwysiłkowe życie,
- pozostając w stanie błogostanu mentalnego oraz
- jest to niezależnie od zewnętrznych niesprzyjających okoliczności,
- dokonując przy tym pozytywnych zmian w zewnętrznym świecie.
Ooo!!! Niezła jazda, nieprawdaż? To wygląda na pierwszy rzut oka jak zachęta do gry znakowanymi kartami. Wydaje się że nie ma w tym żadnej ściemy bo opinie te są potwierdzone badaniami neurobiologicznymi. Skoro jednak przebrnąłem (z przyjemnością, bez wysiłku) przez te kilkadziesiąt książek to (również dla zabawy) postaram się to Wam streścić w następnych odcinkach bloga 🙂
Czego Wam i sobie życzę!
Ostatnie komentarze
No comments to display