Einstein się mylił, Kopernik się mylił, Leonardo da Vinci się mylił, Galileusz się mylił, Newton się mylił. Nawet Paganini grając na skrzypcach podobno się czasami mylił (Einstein zapewne częściej). Arystoteles, Kant i Budda dopuszczali możliwość błędu. Sokrates ostrożnie twierdził, że nic nie wie. Zachowując wszelkie proporcje jakże niechętnie dopuszczam myśl że i ja też mogę się (rzadko) mylić. Niedoskonałość jest głęboko wpisana w naturę istnienia i przeczenie temu empirycznemu faktowi może być bolesne. Każdy kto zajmował się nauką albo … muzyką wie, że błąd jest czymś naturalnym a nawet dobrym. Skoro wszyscy się czasami mylimy to nie ma co spinać. Ze znanych postaci bodaj tylko Chrystus twierdził, że z pewnością się nie myli. Co więcej, Święte Ewangelie zgodnie potwierdzają, że Chrystus sam o sobie utrzymywał że „jest prawdą”.
Błędy wielkich ludzi stają się słynne i przechodzą do historii. Napoleon pod Waterloo nie wykorzystał możliwości zwiadu co zdecydowało o losach Europy. Einstein wprowadził do swoich równań stał kosmologiczną co o parę lat opóźniło rozwój kosmologii. Einstein wspaniale się potem zrehabilitował zostawiając nam serie bon motów w stylu „Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz głupota ludzka, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej”.
Dlaczego o tym piszę? Pod moim poprzednim tekstem pani Malwina zapytywała: „Czy rozważał Pan opcję, że się Pan myli? Co w tedy? Czy nie robi Pan szkody na duszy innych?„. Odpowiadam. Daleki jestem od takiej arogancji by twierdzić, że jestem drogą prawdą i życiem więc dopuszczam opcję że się mylę. Błąd może dotyczyć nawet kwestii eschatologicznych. Co jeśli chrześcijaństwo się myli? Co jeśli prawdziwy jest niesiony nam przez imigrantów islam? To wtedy dwa miliardy dusz chrześcijańskich pójdzie na męki wieczne. A co jeśli to Odyn jest prawdziwym Bogiem? To wtedy niemal wszyscy pójdziemy na zatracenie. Statystycznie rzecz biorąc nie wygląda to dobrze. Nieprawdaż? Może więc Dalajlama się nie myli wyznając że „moją religią jest życzliwość”? Może życzliwość wystarczy by załagodzić gniew jedynego prawdziwego boga Odyna? Kto wie …
Jak o tym myślę to chcę przestać myśleć. Drogą do tego jest medytacja. Wyłączając myślenie nie wygłaszam (nawet w głowie) żadnych twierdzeń i osądów wiec przynajmniej wtedy się nie mylę. Trwa to zaledwie krótkie chwile. Jednak nawet taki odpoczynek od myślenia daje błogość i … życzliwość.
Czego Wszystkim i sobie życzę!
Witam, cały tekst poświęcił Pan na odpowiedź – dziękuję. Moje pytanie nie dotyczyło jednak powszechność pomyłek ludzkiego gatunku, bo to jest nieuniknione i całkowicie normalne i znane nawet ludowej tradycji: „Gdzie drwa rąbią tam i wióry lecą”, „Nie popełnia błędów kto nic nie robi”. Wiec moje pytanie nie dotyczyło Pańskiej nieumyślności, której nigdy nie zakładałam (choć uważam Pana za cholernie inteligentnego faceta). Moje pytanie było bardziej tematem do Pana medytacji, przemyślenia lub niemyślenia. Jeśli nie ma Pan pewności, że kościół się myli, że Boga nie ma (a rozumiem, że Pan nie ma takich twardych dowodów) to czy nie powinien Pan mniej ostro walczyć z kościołem? Nie chodzi mi o Pańską duszę (choć i o nią się troskam) ale o dusze licznych czytelników bloga. Być może to kościół ma rację, a wtedy odrywa Pan od zbawienia albo to zbawienie utrudnia innym. Oczywiście to nie oskarżenie ale bardziej pytanie, inspiracja do rozmyślań. Z innej strony jeśli podróże w czasie będą osiągalne chciałabym wysłuchać polemiki Piotr Koc AD 2005 versus Piotr Koc AD 2015 :). Albo lepiej 2005:2015:2025 Na tematy eschatologiczne oczywiście 😉
Jak wspomniałem, nie mam pewności w kwestiach eschatologicznych. Czy przedstawiając różne inne konkurencyjne systemy religijne zmniejszam szanse Czytelników na zbawienie (jeśli coś takiego istnieje oczywiście)? Załóżmy roboczo że jakaś teistyczna religia jest prawdziwa. Religii teistycznych jest bardzo wiele a każda z nich rości sobie wyłączność na prawdę posyłając (zazwyczaj) wyznawców innych religii do piekła: „extra Ecclesiam nulla salus est”. W takim układzie i tak szanse na zbawienie są zbliżone do zera. Pozostawałaby jeszcze trudna kwestia wyboru odpowiedniej religii teistycznej bo waga przesłanek, która stoi za takim wyborem jest podobna. Czy coś poza miejscem urodzenia przesądza o wyborze chrześcijaństwa??? Pozostają jeszcze nieteistyczne systemy religijne i filozoficzne. Tym się aktualnie pilnie zajmuje.
Polemika Piotr Koc AD2005 vs. Piotr Koc AD2015 jest dostępna publicznie w tym wątku: http://www.koc.pl/wp/?tag=niewidzialny-rozowy-jednorozec
Za Teizmem dużo przemawia, ludzkość jako inteligentny projekt. Argumenty o wielkim wybuchu bardziej przemawiają za inteligentnym projektem niż mu przeczą. Link do ciekawej debaty: https://www.youtube.com/watch?v=U7VI4GsQNnc
Nie wyjaśnia wszystkiego i nie przesądzą, za konkretną religią. Ale jeśli Jezus rzeczywiście Zmartwychwstał to jest to dowód na prawdziwość Chrześcijaństwa jako religii objawionej. Oczywiście co do fory spawa dyskusyjna – ludzie dużo zawłaszczyli, być może zmienili. Brakuje nam źródła Q – czyli realnych wypowiedzi Jezusa. Ale uważam, że Jezus daje nam ślady choćby w objawieniach prywatnych (np. Siostry Faustyny). W mojej opinii nieteistyczne systemy religijne i filozoficzne nie wiele wnoszą. Nie odpowiadają na pytanie o początek, skąd przychodzimy. Medytacja choć wartościowa nie daje ostatecznych odpowiedzi a jest forma stanu świadomości. Stanem pracy naszego umysłu. Poza tym wierzyć mi się nie chce, że tak światły człowiek jak Pan w 2005 roku nie znał argumentów, którymi Pan szafuje dziś. Wiara nie wymaga dowodów naukowych, jest wiarą, nadzieją a nie wiedzą. W mojej opinii nie ma dowodów na to że wiara nie może być prawdą. Po drugie nie dostrzegam w esencji Chrześcijaństwa zła a dobro – nie chodzi mi o to co wyprawiają niektórzy tzw. katolicy lub duchowni. Wiem, że wiara zmienia ludzi na lepsze, jest motywacją dla wielu mich znajomych aby być dobrym. Jedyną motywacją Panie Piotrze! Jedyną… Jest Pan inteligentnym człowiekiem wiec co z tego wynika już Pan wie. P.S. w poprzednim wpisie zrobiłam błąd chodziło mi o: nieomylność a nie o nieumyślności :).
Serdeczności
Panie Piotrze, wątek: http://www.koc.pl/wp/?tag=niewidzialny-rozowy-jednorozec
choć bardzo ciekawy nie jest polemiką Pana z 2005 z Panem z 2015 roku. Jest raczej polemiką w 2015 z Pana poglądami z 2005. Niestety nie wiemy co by odpowiadał Pan w 2005 roku na argumenty, które przytacza Pan dziś.
Odnośnie polemiki z Willard Van Orman Quine nie jestem filozofkom ale po przeczytaniu polecanych przez Pana tekstów ciśnie mi się kilka refleksji i uwag. Empirysta jakim jest Quine zakłada być może i całkiem słusznie, że konstruujemy naukową teorię świata na podstawie naszych ubogich z nim kontaktów: oddziaływania promieni i cząstek na powierzchnie naszego ciała oraz paru innych doznań, takich jak zmęczenie przy wchodzeniu pod górę. Czyli korzystając ze zmysłów: odczuć, wrażeń, odbierając i interpretując bodźce. Zdaniem Quine’a dosłownie każde nasze przekonanie jest uzasadnione na podstawie doświadczenia.
Jednak to twierdzenie nie przeczy w mojej ocenie prawdziwości wiary a wskazuje tylko, że nasz aparat poznania świata jest bardzo ubogi, oparty o zmysły. Jak Pan tą koncepcje odniesie do osób niewidomych? Ktoś mówi im że jest coś takiego jak obraz, kolor. Jak mają tego doświadczyć? Jak jak Pan doświadczy historii? Skąd Pan wie że była bitwa pod Grunwaldem? Tak pewnie Pan napisze, że był to fakt empirycznie weryfikowalny przez ludzi a wiec prawdziwy. Że byli świadkowie, że ktoś widzi kolory. Ale dokładnie tak samo możemy dać wiarę Biblii o życiu i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Jeśli ktoś to widział, przeżył, doświadczył to jest to zgodne nawet i z koncepcją filozoficzną Pana Quine’a.
Jak Pan wyjaśni fakt posiadania Całunu Turyńskiego i jego wykonania? Jeśli człowiek ma 5 zmysłów nie znaczy, że ma wszystkie sposoby poznania rzeczywistości. Rozwielitka nie ma zdolności poznawania świata jak człowiek. Jeśli wiec jest istota wyższa od człowieka (np. wielowymiarowa) to przekazanie nam jej wiedzy musiało nastąpić na drodze objawienia a nie empirycznego doświadczenia. Niech Pan przekona doświadczalnie osobę niewidomą że jest światło. On może Pan to jakoś zrobi ale to będzie wymagało sprzętu, aparatury, doświadczeń, myślenia abstrakcyjnego itd…
Kolejna rzecz objawienia prywatne, wiem że poddaje je Pan w wątpliwość ale może są właśnie formą empirycznego doświadczenia dla tej osoby jakieś prawdy niedostępnej nam normalnie. Reasumując Quine nie uważam aby jego filozofia druzgotała wiarę. Jeśli Chrystus żył i Zmartwychwstał i są na to świadkowie, którzy to empirycznie potwierdzili to sprawa wydaje się przesądzona. Jedynie co może zastanawiać to prawdziwość ich relacji. Jednak w tym przypadku powszechność i dynamika rozwoju religii w I w. n.e. przekonuje, że doświadczenie Zmartwychwstania Jezusa nie było udziałem 1 czy 2 osób ale całkiem sporej grupy.