Wielki rzymski mąż stanu Marek Porcjusz Katon, filozof, senator i cenzor zwykł kończyć każde swoje przemówienie słowami:
„Ceterum censeo Carthaginem delendam esse – Poza tym sądzę, że należy zniszczyć Kartaginę”.
Katon uważał, że dopiero doszczętne wdeptanie z ziemię Kartaginy da Rzymianom poczucie bezpieczeństwa (i tak rzeczywiście było). Iterowanie tego samego schematu zachowań w psychiatrii klinicznej traktuje się jako zachowanie kompulsywne. Muszę przyznać się do tej samej słabości której ulegał Wielki Katon. Ponownie wklejam link do Słynnego Komunikatu:
O sprawie przypomniała mi dyskusja na forum Rebelya, która dotyczyła mojego bloga. Cóż mogę napisać? Dyskusja była gorąca. Śledzę różne fora internetowe: katolickie, rycerskie i heavy metalowe. Z tych trzech rodzajów to najwięcej jadu wylewane jest na bliźnich na forach katolickich. Przy okazji wyjaśniam, że wszelkie podobieństwo czarownicy ze średniowiecznej ryciny do pewnej koleżanki jest przypadkowe i niezamierzone.
W dobrym kazaniu powinno się cytować nie tylko starożytnych filozofów, nie tylko oficjalne komunikaty kościelne, nawet nie samego siebie (!) lecz głównie Ewangelię. Dzisiejsza Ewangelia mówi o potrzebie wiary.
Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: «Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła». I od tej chwili kobieta była zdrowa.
Rzeczywiście jak się czyta różnych filozofów to widać, że wiara jest łaską i cnota teologiczną. Weźmy na przykład takiego Bertranda Russella – jedynego matematyka, który dostał nagrodę Nobla z literatury. Russell we wstępie do „Szkiców sceptycznych” pisze:
Chcę przedłożyć czytelnikowi do życzliwego rozważenia doktrynę, która, jak się obawiam, może się wydać niesłychanie paradoksalna i wywrotowa. Według tej doktryny jest rzeczą niepożądaną wierzyć jakiemuś twierdzeniu, gdy nie ma żadnej podstawy do przypuszczenia, że jest ono prawdziwe. Muszę naturalnie przyznać, że gdyby takie mniemanie stało się powszechne, przeistoczyłoby zupełnie nasze życie społeczne i nasz ustrój polityczny; ponieważ obydwa są idealne, musi to być policzone na jego niekorzyść. Zdaję sobie również sprawę z czegoś o wiele ważniejszego, a mianowicie z tego, że wpływałoby ono na zmniejszenie dochodów wróżbitów, bookmacherów, biskupów i innych ludzi, żyjących z irracjonalnych nadziei tych, którzy nic nie uczynili, aby uzyskać szczęście na tym lub tamtym świecie. Mimo tych poważnych argumentów twierdzę, że mój paradoks może być udowodniony, i spróbuję to wykazać.
Popatrzymy na dzisiejszą Ewangelię i tekst sceptycznego Russella. Co z tego logicznie wynika? Pomyślmy!!! Jaki jest jednoznaczny wniosek? Odpowiadam: Russell jako sceptyk i niedowiarek nie miał żadnych szans na jakiekolwiek cudowne uzdrowienie. Rzeczywiście, z tego co wiem, nigdy w jego życiu nie miał miejsca ani jeden taki przypadek!
Dużo dzisiaj tego myślenia jak na niedzielny poranek. Skoro Cytowałem Katona to teraz zacytuje moja starszą sąsiadkę Panię Helę (daj jej Boże zdrowie!). Pani Hela zwykła systematycznie powtarzać że:
„Od myślenia to tylko głowa boli”
Czego sobie i Wszystkim życzę (myślenia a nie bólu głowy oczywiście).
Drogi Panie Piotrze, po pierwsze świetny blog! Oby tak dalej… Pragnę zauważyć, że tzw. „Pomponiarze” przestali przychodzić na Mszę „indultową” w Krakowie. Więc zostaje albo Kątowa, albo Novus, co w końcu potwierdza, iż w pomponiarstwie chodzi o pompony nie ważne gdzie w domu publicznym, kościele czy garażu… 🙂
konfidencik się pojawił ??
Naturalnie 🙂 Bo to przecież ciekawe zjawisko… pomponiarze tradycyjni stają się albo pomponiarzami schizmatykami, albo pomponiarzami novusowymi. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie będą specjalnie mieli szanse na pompony. FSSPX odrzuca przepych kościołów barokowych, preferując garaże i sutereny. Novus propaguje błędnie rozumianą prostotę.
Poszli, gdzie poszli. Not my problem 🙂 Może w końcu spokój zatryumfuje w tym środowisko.
Może teraz twierdzą że pompony nosi się nie na sobie lecz w sercu. Ponieważ śledziłem ich heroiczne losy przez rok to jestem zwyczajnie ciekaw co się z nimi stało. Gdzie trafili? Czy jeszcze mają okazję do założenia czerwonej sutanny albo kapy? Gdyby ktoś miał jakąś informację to proszę podesłać.
Chodzą plotki po środowisku, że grupa się podzieliła. Część chodzi na Kątową, część na NOM po łacinie. No ale z drugiej strony, świetnie jest sobie bawić się w fundację, pompony, gdy się siedzi w domciu na garnuszku rodziców… Pomponiarstwo więc, to po prostu brak adekwatnego wychowania w domu. Gdy człowiek jest na własnym utrzymaniu i ma utrzymywać rodzinę, to mu pompony po prostu nie w głowie. A ich zmiana miejsca uczestniczenia pokazuje kolejny typowy błąd w myśleniu: przychodzę do kościoła dla kapłana, a nie dla Boga. Kapłan jest fee, to trzeba zmienić miejsce… Eh… 🙂
Brak zgody z Davem! Ja jestem na własnym utrzymaniu i utrzymuje rodzinę ale pompony mi w głowie. Nie tylko Pomponiarze ale podobne (ale zabawowe) inicjatywy: rycerstwo, metal, paleolit.
Szkoda jednak że jedność pomponiarska została złamana. Zawsze ich postrzegałam jako betonowy monolit. Widać jednak dużo człowiek musi się nauczyć.
Jak widać http://i47.tinypic.com/9jksw0.jpg pomponiarze przenieśli się aż do Wrocławia. Nie rozumiem tej ich determinacji, przecież widać że oni chyba nie są do końca normalni. Ale dlaczego im wogóle księża na coś takiego pozwalają?!
To nie są chłopaki z Krakowa. Za naszymi Pomponiarzami ślad zaginął.
Może po prostu w Krakowie nigdy nie było żadnych pomponiarzy. W tym mieście przecież nie widywało się ministrantów w czerwonych sutannach czy jawnie nielegalnych kapach (słyszałem o sprawie Wigilii Paschalnej ale wiem też, że odpowiedzi ED są niczym wobec przywrócenia stanu na rok 1962 jesli chodzi o starą Mszę).
Tak jak przypuszczałem Pomponiarze stali się jedną z legend miejskich Krakowa – podobnie jak smok wawelski i lajkonik. Może rzeczywiście Pomponiarze to tylko legenda? Jak będę stary to będę o nich opowiadał bajki wnukom.