Świat wydaje się zdecydowanie bardziej nieprzewidywalny niż by się można spodziewać. Ostatnio pisałem tutaj o tym jak determinizm można pogodzić z wolną wolą lub jeszcze łatwiej z jej brakiem. Do tych rozważań posłużyła nam lektura dwu książek, których autorami byli ludzie z tego samego obozu światopoglądowego: Daniel Dennett i Sam Harris. Myśliciele wychodzący z podobnych przesłanek światopoglądowych przedstawili bardzo różne wnioski na temat wolnej woli. Daniel Dennett i Sam Harris to tzw. jeźdźcy Apokalipsy. W sumie, jak wiadomo z Pisma Świętego, mamy czterech jeźdźców Apokalipsy. Pozostali dwaj to Richard Dawkins i świętej pamięci (jeśli w tym kontekście tak można napisać?) Christofer Hitchens, o którym na na pewno kiedyś tutaj napiszę więcej.
Jako się rzekło świat jest deterministyczny. Wyniki wszystkich loterii, każde rozdanie kart i każdy obrót ruletką oraz nawet to co za chwilę napiszę było już dokładnie ustalone w chwili Wielkiego Wybuchu. Mimo to trudno cokolwiek przewidzieć i rzeczywistość ciągle zadziwia. Ilustracją tego faktu może być porównanie dwu książek napisanych przez autorów z przeciwstawnych obozów światopoglądowych. „Sens życia i sens Wszechświata” księdza profesora Michała Hellera to chyba najlepsza możliwa współczesna apologetyka chrześcijaństwa (mam na pierwszej stronie autograf autora). Druga książka to bardzo bezbożny „Bóg Urojony” profesora Richarda Dawkinsa. Jest więc katolicki filozof i teolog oraz obok racjonalista bezbożnik. Czego mamy się spodziewać? Czy zupełnie odmiennych treści???
Wprost przeciwnie! Jeśli pominąć efektowną retorykę Dawkinsa i wyważony ton Hellera to podobieństwa stylu myślenia są uderzające. W końcu obaj autorzy są przede wszystkim naukowcami ewolucjonistami: ewolucjonista biolog i ewolucjonista kosmolog. Niektóre ich spostrzeżenia z tego właśnie powodu są niezwykle zbieżne. Niepełna lista tych zgodności to:
- Uznanie że wyjaśniając zjawiska nie będziemy się odwoływać do żadnych przyczyn nadprzyrodzonych. Postawa taka nazywana jest a-teizmem u Hellera i nie należy jej mylić ateizmem Dawkinsa (kreseczka!).
- Twierdzenie że wyniki naukowe mogą być podważone tylko poprzez kolejne badania naukowe i religia nie ma nic do tego.
- Założenie że współczesna filozofia powinna być budowana w oparciu o współczesną naukę a nie historię myśli Średniowiecza.
- Rezygnacja z dualizmu ciała i duszy człowieka (strona 118 u Hellera, u Dawkinsa łatwo znaleźć).
- Uznanie fundamentalnego znaczenia ewolucji biologicznej i kosmologicznej do głębszego zrozumienia natury ludzkiej.
- Uznanie wyłącznie literackiego charakteru Pisma Świętego.
Zobaczmy właśnie jak obaj autorzy patrzą na Pismo Święte. Pierwszy cytat bardzo słuszny:
„W Biblii znaleźć można fragmenty o olbrzymiej literackiej wartości, by wspomnieć choćby >Pieśń nad Pieśniami< czy niezrównaną Księgę Koheleta (…). Jest jednak inny powód, dlaczego znajomość Biblii jest niezbędnym elementem przyzwoitej edukacji – nasza literatura i kultura czerpią z tej księgi pełnymi garściami”.
Teraz drugi cytat:
„Jeżeli pojawia się sprzeczność pomiędzy Biblią a dobrze ustaloną prawdą naukową, to – wobec interpretacyjnej wieloznaczności tekstów biblijnych – pierwszeństwo należy przyznać prawdzie naukowej i wybrać taką interpretację tekstu biblijnego, by pozorna sprzeczność znikała”.
Hmmm… z powyższego wynika wprost, że nie trzeba już wierzyć w możliwość chodzenia po wodzie, rozmnażania chlebów, wskrzeszania umarłych – bo to sprzeczne z prawdami ustalonymi przez naukę i jest tylko literacką metaforą. Około 30 procent tekstu Ewangelii to opisy cudów sprzecznych z prawdą naukową a reszta to głównie przypowieści które też są ex definitione metaforami. Co więc zostanie? Tylko wartość literacka? Który cytat Drogi Czytelniku pochodzi od jeźdźca Apokalipsy a który od wybitnego katolickiego filozofa??? Tak – odpowiedź jest inna niż myślisz. Obaj traktują Pismo Święte jak literaturę.
Swoją drogą to ciekawe. Czy gdyby Objawienie nastąpiło dwa tysiące lat później to natchnione byłyby inne niż literackie rodzaje przekazu: film, strona internetowa, kod komputerowy?
Skoro omawiane są książki dotyczące tematu Boga to nie może w nich zabraknąć zagadnienia teodycei. Rzeczywiście obaj naukowcy poruszają ten stary problem filozoficzny. O co chodzi w teodycei? Pytanie o jest następujące. Dlaczego Bóg nie zapobiega strasznym nieszczęściom? Dlaczego co minutę umiera z braku wody dziecko w Afryce jeśli misjonarze modlą się pobożnie o deszcz? Tradycja filozoficzna widzi (w dużym streszczeniu) cztery odpowiedzi. Na tym „łez padole” (dla Pomponiarzy łac. in hac lacrimarum valle) Bóg nie zapobiega ogromowi cierpienia i nieszczęść:
a) bo nie może.
b) bo nie chce.
c) bo sam je dopuszcza.
d) bo go nie ma.
Tutaj nasi autorzy się różnią: Dawkins obstawia odpowiedź d) a Heller a) (strona 145). Z różnych innych kościelnych ambon słyszałem najczęściej b) i c). Odpowiedzi b) c) są zresztą najmniej pobożne bo z nich wynika że Dobry Bóg byłby albo leniwy albo mściwie sadystyczny. W pewnym więc sensie Heller i Dawkins znowu są zgodni bo odrzucają najbardziej absurdalne rozwiązania.
Podsumowując, równoległe studiowanie Dawkinsa i Hellera nie spowodowało u mnie jakiegoś dylematu poznawczego. Różnica pomiędzy autorami to w istocie ortografia słowa a-teista (z kreseczką lub bez). Polecam samodzielną spokojną lekturę obu świetnych książek. Czego Wszystkim i sobie życzę (spokoju oczywiście)!
I rzeczywiście, subtelność i dokładność x. Hellera jest chyba tak precyzyjna, jak geometrie nieprzemienne. Warto do tego dodać, iż ks. Heller w latach 90-tych publicznie dyskutował z Dawkinsem. Różnic w poglądach praktycznie nie było, pojawiła się tylko jedna, jak to x. Heller powiedział – „little difference in spelling”. Obaj wierzą w racjonalność, x. Heller przez duże R, a Dawkins przez małe r. To chyba pokazuje różnicę, która nie jest wcale ostatecznie taka mała.
Klecha, jak to klecha, broni stanowiska eklezjalnego więc ja się wczuję w rolę adwokata jeźdźca Apokalipsy. Dlaczego niby różnica miałaby być istotna??? Jest chyba zgoda co do tego, że naturalizm i pozytywizm metodologiczny wyjaśniają nie tylko zjawiska fizyczne ale też potencjalnie wszystko co ludzkie: uczucia, duchowość, etykę a nawet religię i mistykę. Skoro tak to dlaczego tak wielką wagę przykładać do czegoś co się subtelnie OBJAWIA WYŁĄCZNIE W ORTOGRAFII? Piszemy tutaj o poglądach wielceuczonych profesorów a ortografia ma większe znaczenie tylko dla pedagogów nauczania początkowego.
„Hmmm… z powyższego wynika wprost, że nie trzeba już wierzyć w możliwość chodzenia po wodzie, rozmnażania chlebów, wskrzeszania umarłych – bo to sprzeczne z prawdami ustalonymi przez naukę i jest tylko literacką metaforą.”
No przecież, że nie. Proszę jeszcze raz w ten cytat z ks. Hellera się wczytać. Biję się w piersi, że całości nie znam i opieram swoją interpretację na zamieszczony przez autora fragmenciku.
Ks. prof. Heller to poważny teolog, filozof i kosmolog. Zdecydowanie zachęcam do przeczytania całej cytowanej książki. Jest tam więcej podobnych fragmentów.
Drogi Autorze możliwe, że Bóg nie zapobiega ogromowi cierpienia i nieszczęść jeszcze z innych powodów niż wyżej wskazanych od A do D. Jeśli oblicze tego świata przemija a natura Boska nie ogranicza się tylko do tych kilku wymiarów, w których żyjemy sądzę, że i powodów może być więcej. Zapytasz zapewne jakie. Podpowiem abyś przeczytał bajkę o mistrzu Zen, „zerknął” do książki Przebudzenie (De Mello zastanawia się nad sensem cierpienia) i „przeczytał” – (między wierszami) Księgę Rodzaju.
Księgę Rodzaju czytałem wielokrotnie – proszę mi jednak wyczytać to na głos bo słabo mi idzie czytanie między wierszami. De Mello to też sympatyczny heretyk. Czyżby on rozwiązał starodawny problem teodycei???
De Mello napisał, że tajemnica cierpienia jest właściwie niewyjaśniana i nawet nie specjalnie chciał się nią zajmować. Ale wskazał zarazem, że świat, w którym żyjemy ma pewne reguły, które dotykają wszystkich niezależnie od tego czy jesteśmy dobrzy czy źli. Uczy nas to tego, że wybór dobra nie jest kalkulacją w celu ucieczki od bólu, nieszczęść itp. Hagiografia uczy, że to właśnie cierpienie kształtuje „charakter” (nie w ujęciu psychologii), że służy lepszemu poznaniu dobra czy zła i jest drogą do świętości. W ujęciu symbolicznym człowiek zjadł jabłko z drzewa poznania dobra i zła, więc to nie Bóg odebrał człowiekowi ochronę przed złem ale sam człowiek zrezygnował z tej ochrony. Czyli chcąc lub nie chcąc (lub będąc skuszonym) człowiek pokalał się złem, poznał go i musi się z konsekwencją tego czynu borykać. Ale to nie koniec, Bóg mówi nam że przemija obraz tego świata i przez ból, cierpienie, biczowanie, oskarżenie, na krzyżu umęczenie swojego Syna, wyrywa człowieka do życia wiecznego, które jest prawdziwym życiem wiecznym bez bólu i zła. Drogi Autorze jeśli ten świat jest próbą i Bożym testem to każde cierpienie będzie wynagrodzone. Sądzę, że Bóg może mieć nieskończenie wiele powodów, aby tu na ziemi, nie zapobiegać ogromowi cierpienia i nieszczęść niż te od a do d. Jeśli to ma być prawdziwa próba musi być w ogniu bo tak hartuje i testuje się najtwardszą stal, wiec być może miłość testuje i wykuwa się w ogniu bólu i cierpienia.
Znowu muszę zrobić analogiczne zastrzeżenie jak w poprzednim komentarzu. Trudno mi się to tego odnieść mając na uwadze to co napisałem na temat właściwej mowy: http://www.koc.pl/wp/?p=11827
Spróbujmy jednak. De Mello się myli.Cierpienie można próbować wyjaśnić i tym wyjaśnianiem bardzo skutecznie zajmują się: biologia, medycyna a na płaszczyźnie mentalnej kognitywistyka, psychologia, psychiatria. Przyczyny cierpienia skutecznie wyjaśnia filozofia.
Wszystkie te naukowe wyjaśnienia nijak się mają do starożytnych mitów. Mit o Ewie zrywającej jabłko kłóci się z elementarną wrażliwością etyczną (dlaczego ja mam cierpieć z powodu jakieś ciekawskiej legendarnej kobiety?) To na pewno nie jest symbol zdrowego rozsądku etycznego.
Jeśli te wszystkie bajki porównamy z odpowiedziami na temat cierpienia jakie daje filozofia orientalna to może być inspiracją do poważniejszych rozważań. Na przykład takich:http://www.koc.pl/wp/?p=11728