Dzisiaj Kościół Święty Matka nasza czyta nam fragment Ewangelii Św. Mateusza w której słyszymy: „Gdzie jest padlina, tam się i sępy zgromadzą.” Do padliny i sępów wrócę implicite w dalszej części tekstu. Dzisiaj też kończy się Rok Wiary. Wasz kaznodzieja poświęcił ten rok by zastanowić się nad trzema zagadnieniami:
- Skąd się wzięła wiara?
- Czym jest wiara?
- Co znaczą pojęcia teologiczne?
Do analizy tych zagadnień starałem się zastosować osiągnięcia współczesnej filozofii, antropologii kultury i religioznawstwa.
By mieć szersze spojrzenie na pochodzenie wiary starałam się przyglądnąć różnym tradycjom religijnym co przywiodło mnie do konkluzji, że fałszywe wierzenia religijne biorą się z legend ludów koczowniczych zaś prawdziwa Wiara bierze się z Objawienia, które zostało udzielone jednemu z tradycyjnych ludów koczowniczych Bliskiego Wschodu.
Czym jest wiara? Przejrzałem wszystkie nowe katechizmowe definicje wiary. Przyznaje się uczciwie, że żadnej z nich nie rozumiem. Wydaje się, że przekonania religijne (przynajmniej te fałszywe oczywiście) to mocne twierdzenia i dotyczące ważnych spraw ale oparte na niezwykle słabych przesłankach. Zazwyczaj twierdzenia religijne formułowane są w taki sposób, że nie są falsyfikowalne.
Znaczenie pojęć teologicznych analizowałem w cyklu tekstów o Niewidzialnym Różowym Jednorożcu i skłaniam się ku przypuszczeniu, że najważniejszym pojęciom teologicznym nie daje się nadać jakiegokolwiek sensu poznawczego.
Tyle podsumowania na koniec Roku Wiary. Jak widzicie, wezwanie papieża do pogłębionej intelektualnej refleksji potraktowałem dość poważnie. Może zbyt poważnie? Może należało do tego podejść jak przeciętny parafianin … czyli olać sprawę … Podobno lepiej jest żałować, że się zgrzeszyło niż żałować, że się nie zgrzeszyło. W każdym jednak z wariantów nie wyobrażam sobie by chęć uczciwego rozumowania była czymś niewłaściwym.
Poza poruszonymi dotychczas zagadnieniami widzę jeszcze kilka interesujących.
Jaki jest związek wiary i religijności? Na pierwszy rzut oka nie wydaje się on zbyt ścisły. Jest wiele osób które praktykują ale nie zastanawiają się nad treścią wiary. Też odwrotnie – jest wiele osób niepraktykujących które uważają się za wierzące. Można być praktykującym i wierzącym, wierzącym i niepraktykującym, niewierzącym niepraktykującym i … niewierzącym praktykującym. Zapewniam Was, że wszystkie te możliwości (łącznie z ostatnią) mogą wystąpić w przyrodzie.
Jaki jest związek wiary i duchowości? Czy można wyobrazić sobie postawę mistyczną i uduchowioną u zagorzałego sceptyka? Bardzo interesujące zagadnienie! Myślę, że odpowiedź jest pozytywna. Wielkich przeżyć duchowych dostarcza nauka a innego rodzaju bogatej duchowości dostarcza też zupełnie nonteistyczna medytacja.
Zagadnienie związków wiary i moralności to też ciekawy problem i jest on obszernie opisany w wielu publikowanych w ostatnich latach książkach. Z lektury tych badań można domniemywać że statystyczny związek wiary i moralności jest słaby.
Pozostało jednak odpowiedzieć Panu Szymonowi Czarnikowi. Stopniowo i po kolei. Najpierw falsyfikowalność post mortem:
Co do weryfikacji/falsyfikacji „zdań nt. Boga, Jego atrybutów, zbawienia itp.” sprawa wygląda tak: umierasz i są dwie możliwości. Albo (1) byłeś tylko zelektryfikowanym kawałkiem mięsa – wówczas śmierć kończy całą sprawę, albo też (2) masz nieśmiertelną duszę i śmierć jest tylko przejściem do innej rzeczywistości.
Wyobraźmy sobie, że wyskakuję z taką hipotezą, że jadrze galaktyki M31 w gwiazdozbiorze Andromedy znajduje się dokładnie 10 czarnych dziur. Nie da się tego sfalsyfikować obserwacyjnie (bo czarna dziura może być mała – są takie) . Powiedzmy, że ogłoszę jednak światu naukowemu, że moja hipoteza może być zweryfikowana/sfalsyfikowana po śmierci … Jaka byłaby reakcja? Jak potraktowanoby osobnika, który proponuje coś takiego???
W tekście o bezczelnej arogancji pisałem, że „Jeśli na przykład przy jakimś nonsensie obstaje osoba starsza lub niecierpliwe małe dziecko to stanowcza obrona prawdy jest przejawem niegrzecznej arogancji.” Pan Szymon ripostował:
„Obrona prawdy nie jest w tej sytuacji ani niegrzeczna, ani arogancka. Jest to natomiast strata czasu (proporcjonalna do stanowczości).”
Upieram się, że jednak obstawanie przy prawdzie dobrze udokumentowanej naukowo lub nawet standardzie z poprawnego podręcznika szkolnego może być aroganckie. Zdarzyła mi się kiedyś z panem Xsińskim dyskusja na temat tego podręcznikowego szkolnego obrazka. Powiedziałem coś takiego: „To frapujące że większość materii z jakiej się składamy to resztki w wybuchów gwiazd.” Pan Xsiński stanowczo zaprotestował. Ja jednak się upierałem argumentując, że w pierwotnej materii Wszechświata istniał tylko wodór i wszystkie pierwiastki cięższe musiały przejść syntezę w jadrach gwiazd. Na co Xsiński wyraźnie się zdenerwował ale nie podał rzeczowych argumentów. Potem jeszcze chwilę dyskutowaliśmy aż Xsiński się zwyczajnie wkurzył. Jak teraz na to patrzę to uważam, że moje zachowanie było aroganckie i nieżyczliwe. Po co udowadniać za wszelką cenę, że ktoś plecie bzdury nawet jeśli to co sam wygłaszam jest dobrze udokumentowaną prawdą naukową? Po co???
Dlatego podtrzymuję też tezę, że skoro bezwzględne upieranie się przy prawdzie naukowej może bywać aroganckie to tym bardziej bezwzględne obstawanie przy tezach mających słabsze przesłanki jest zwyczajnie bezczelne.
Tyle na koniec Roku Wiary. Czego sobie i wszystkim życzę (sam sobie dopowiedz Czytelniku odpowiednie dla siebie życzenia 🙂 )!
Ad 1. Postulat pośmiertnej weryfikacji hipotezy o 10 czarnych dziurach ma tę sama moc, co weryfikacja hipotezy Boga przez Gagarina, który po powrocie na ziemię stwierdził podobno: „byłem w niebie i Boga tam nie ma”.
Ad 2. „Po co udowadniać za wszelką cenę, że ktoś plecie bzdury nawet jeśli to co sam wygłaszam jest dobrze udokumentowaną prawdą naukową? Po co???” Mogę tylko powtórzyć swój wpis pod tekstem „Bezczelna arogancja”: „Obrona prawdy nie jest w tej sytuacji ani niegrzeczna, ani arogancka. Jest to natomiast strata czasu.”
Rozumiem, że poważniejsze kwestie, które poruszyłem, czekają na swoją kolej.
Doprowadzenie kogoś do wściekłości nie jest niegrzeczne??? Przecież opisałem konkretną realną sytuację życiową gdy właśnie spokojne obstawanie przy prawdzie naukowej doprowadziło kogoś do wściekłości. Na tym polega właśnie arogancja, że wiesz, że masz naukową rację, komunikujesz to spokojnie a Twój rozmówca chce tkwić w błędzie i czuje się zdołowany brakiem argumentów. Zaś frustracja powoduje agresję. Grzeczność właśnie wymaga by na pewnym etapie dyskusji poniechać prawdę na rzecz ŻYCZLIWOŚCI a brak tejże to jest arogancja.
Czy brak mojej dosadnej odpowiedzi na pozostałe komentarze to już właśnie etap gdy chcę poniechać prawdę na rzecz życzliwości? Nie to tylko zwykła powolność …
O tym, czy doprowadzenie kogoś do wściekłości jest, czy nie jest niegrzeczne, decydują okoliczności i forma wypowiedzi. Nie ma nic niegrzecznego w kulturalnym wyjaśnieniu złodziejowi, że nie zamierzasz oddać mu portfela, nawet jeśli facet z tego powodu miałby dostać apopleksji. Podobnie z używaniem naukowych argumentów w dyskusji. Niegrzecznością jest wdać się w dyskusję, a potem wściekać się na spokojną argumentację drugiej strony.
Twoje zachowanie nie było aroganckie. Było natomiast nieroztropne (strata czasu i przypuszczalnie strata sympatii znajomego).
Oczywiście, że Xsiński był niegrzeczny ale chodzi mi o to, że grzeczne doprowadzanie kogoś do niegrzeczności tez nie jest OK. Ostatecznie wydaje się, że rozmawiamy o definicji słowa arogancja i życzliwość. Nie ma to znaczenia dla ogólnej linii rozumowania. Zgodziliśmy się, że obrona prawdy naukowej w pewnych okolicznościach jest „NIEROZTROPNA”. Nieroztropność (według św. Tomasza z Akwinu) jest poważnym występkiem moralnym przeciwko kardynalnej cnocie roztropności.
Skoro obrona dobrze udokumentowanej prawdy naukowej może bywać moralnie zła (przeciwna kardynalnej cnocie roztropności) to TYM BARDZIEJ stanowcze obstawanie przy tezach, które mają słabsze przesłanki może bywać moralnie naganne.
W moim wyczuciu etycznym stanowcze głoszenie tezy, że każdy zobowiązany jest przyjąć nauczanie, którego nie można ani dowieść ani nawet sfalsyfikować, jest niemoralne. Podparcie takich roszczeń groźbą wiecznego cierpienia w piekle nie poprawia sytuacji lecz raczej ją pogarsza. Popraw mnie proszę jeśli błądzę!
„Cnota roztropności”, „moralnie naganne”, „wyczucie etyczne”… Cóż to natłok metafizycznego słownictwa w jednym krótkim wpisie! Gdzie się podział przesławny sens poznawczy?
„stanowcze obstawanie … może bywać …” Większość rzeczy może bywać i może nie bywać. Czy np. jeśli kobieta na podstawie dość słabej przesłanki, jaką jest sen, ma przeczucie, że jej męża zadźgają dzisiaj w senacie, to ma moralne prawo stanowczo obstawać przy tej tezie i nalegać, by dziś został w domu pod pozorem choroby?
Tezy, że zabijanie staruszek dla 5 złotych jest złe, nie da się ani dowieść, ani sfalsyfikować, a mimo to większość ludzi, jak mniemam z Tobą włącznie, dość stanowczo domaga się, by wszyscy przyjęli to nauczanie. Wiem, wiem – mordowanie staruszek może człowiekowi podnieść poziom kortyzolu – niektórzy jednak uważają, że dla 5 złotych warto ponieść tę ofiarę.
Użycie terminów uznanych przez drugą stronę dyskusji jest uczciwym podejściem, nieprawdaż? Jak zwykle Twoje komentarze są bardzo inspirujące i każdy zasługuje na osobny tekst. Prawdę pisząc gdybyś był jedynym czytelnikiem tego bloga to już wystarczałoby jako motywacja do dalszego pisania 🙂
OK. W niedzielę 500 słów na temat wróżenia z senników, fusów, analizy technicznej i podobnych zabobonów oraz tego jakie one dają moralne prawo.
Masz talent do podchwytywania tych wątków, które uważam za najmniej istotne. Ale OK, przynajmniej temat rokuje szanse, że się co do czegoś zgodzimy. Np. co do tego, że Calpurni Pisonis trudno odmówić dobrej intuicji 🙂